Nauka dla Społeczeństwa

29.03.2024
PL EN
11.10.2005 aktualizacja 11.10.2005

Nowa twarz Indian południowoamerykańskich

&quot;Wśród społeczności Ameryki Łacińskiej Indianie są grupą, która najlepiej dostosowała się do warunków globalizacji&quot; - uważa znany polski antropolog, prof. Aleksander Posern-Zieliński, dyrektor <a href="http://www.staff.amu.edu.pl/~etnolo/" target="_blank">Instytutu Etnologii i Antropologii Kulturowej Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu</a>,&nbsp; który prowadzi badania w Ameryce Południowej.

Jedno jest pewne: popularna teza, że globalizacja to gwóźdź do trumny dla tożsamości Indian nie jest prawdziwa. Indianie kształcą się, wykładają na uniwersytetach, prowadzą działalność gospodarczą, jeżdżą na międzynarodowe kongresy UNESCO, zakładają ugrupowania polityczne, ubiegają się o urząd prezydenta kraju. I wciąż czują się Indianami.

AKCJA "TURYSTA"

Wioska Indian Yagua, Peru, departament Loreto. To okolice Iquitos, największego peruwiańskiego miasta leżącego w dżungli, gdzie dotrzeć można tylko samolotem albo statkiem, ponieważ nie ma połączeń drogą lądową.

Informacja z telefonu satelitarnego: "jadą turyści!" Chwila popłochu wśród Yagua, a potem błyskawiczna akcja: ukrywanie telewizorów (na agregat lub baterie słoneczne), telefonów, szybka zmiana dżinsów na tradycyjne stroje sprzed 100 lat, malowanie twarzy w barwne znaki, chwytanie dzid, łuków... Turyści już są, nadpływają Amazonką. W programie mają pokazy tańców indiańskich, ucztę z pieczonego tapira lub małpy, zdjęcia, zakupy pamiątek.

Wszyscy są zadowoleni. Turyści - bo zobaczyli na własne oczy miejsce, gdzie czas się zatrzymał, "muchę zastygłą w bursztynie", wolność z dala od cywilizacji. Indianie - bo turyści dobrze zapłacili.

DROGA DO TOŻSAMOŚCI WE WSPÓŁCZESNYM ŚWIECIE

"Takie zjawisko, nazwane etnoturystyką, jest coraz częstsze w Ameryce Południowej. Nie należy tego potępiać" - uważa prof. Posern-Zieliński.

"To jedno z najważniejszych źródeł dochodu dla miejscowych Indian" - tłumaczy. - "Dzięki pieniądzom od turystów nie muszą migrować, zmieniać swojego trybu życia, mogą pozostać Indianami. Do tej pory wielu Indian, migrujących do miasteczek i miast w poszukiwaniu pracy, zatracało swoją indiańskość i zaczynało się jej wstydzić.

Dziś z grona Indian Ameryki Południowej rekrutują się wybitni uczeni, wpływowi politycy, sprawni przedsiębiorcy. "Postęp nie zagraża tożsamości Indian" - podkreśla prof. Posern-Zieliński. - "Obawy o nią przypominają lęki o polską tożsamość przed przystąpieniem naszego kraju do Unii Europejskiej".

Od ubiegłego roku polski antropolog kieruje projektem naukowym, dotyczącym wpływu globalizacji na ludność tubylczą Ameryki Południowej.

Badania prowadzone będą w czterech krajach: Ekwadorze, Peru, Boliwii i Chile. Szczególnie wnikliwej obserwacji poddane zostaną: w Ekwadorze - miejscowość Otavalo (Indianie Kiczua), w Peru - miejscowości w dolinie Checrasu (Kordyliera Huayhuash, departament Lima) i położona niedaleko Cuzco wioska Chinchero. W Boliwii będą to wsie w regionie Tarabuco (Ajmarowie) i w regionie Titicaca (Ajmarowie), a w Chile - ludność Mapucze (Mapuche) ze środkowej części kraju, zwana dawniej Araukanami.

"Chcemy ustalić, w jaki sposób Indianie dostosowują się do życia w warunkach globalizacji. Czy ulegają lumpenproletariatyzacji, czy mają jakieś szanse na zachowanie tożsamości we współczesnym świecie" - tłumaczy naukowiec.

NIE CHCĄ BYĆ MUCHAMI W BURSZTYNIE

Indianie nie chcą być "muchami zastygłymi w bursztynie". Nie chcą być wystrojonymi w pióra, wymalowanymi w kolorowe esy-floresy, zaopatrzonymi w łuk i dzidę roztańczonymi dzikusami, nie znającymi cywilizowanego języka, a właśnie tak jak Indian wyobrażają sobie biali.

Ze stereotypów dotyczących ich "zacofania" Indianie zrobili jednak użytek, między innymi podpisując umowy z biurami podróży.

Współpracę z agencjami turystycznymi podjęło wiele indiańskich wiosek z Ekwadoru, Boliwii, Peru, Wenezueli i Kolumbii. Wioski Indian Yagua w Peru oraz Indian Colorados (Tsachi) i Cofanów w Ekwadorze to tylko niektóre przykłady.

"Mieszkańcy tych wiosek zauważyli, że bycie Indianinem jest wartością, że skoro turysta przyjeżdża, zwiedza, fotografuje, zachwyca się, płaci, to znaczy, że Indianin ma mu coś do zaoferowania" - mówi prof. Posern-Zieliński.

EMISARIUSZE W NOWYM JORKU

Od kiedy Indianie odkryli, że istnieje internet i nauczyli się korzystać z jego zasobów, orientują się, że dzięki globalizacji można z każdego miejsca na świecie rozprzestrzeniać informacje i nawiązywać kontakty. Dziś istnieje wiele indiańskich portali internetowych, jak na przykład "Aymaranet" (www.aymaranet.org).

"Indianie wiedzą już, że gdziekolwiek ludzie czują się krzywdzeni, dzięki szybkiemu obiegowi informacji mogą błyskawicznie nadać swej krzywdzie rozgłos i poprosić o pomoc międzynarodowe organizacje" - podkreśla prof. Posern-Zieliński. Taką działalnością zajmują się powstające licznie w ciągu ostatnich dówch dekad indiańskie organizacje.

Dzięki funduszom uzyskanym od organizacji pomocowych, organizacje indiańskie wysyłają swoich emisariuszy do Nowego Jorku, Genewy i wielu innych miejscowości, gdzie odbywają się kongresy UNESCO, Organizacji Narodów Zjednoczonych do Spraw Wyżywienia i Rolnictwa (FAO) lub Banku Światowego. Tworzą ogromną sieć lobbystyczną nagłaśniającą potrzeby Indian. Za pomocowe pieniądze przedstawiciele organizacji indiańskich mogą kupić sprzęt komputerowy, faksy, jeździć na zagraniczne kongresy, publikować książki.

"Obecnie w działalność organizacyjną zaangażowane są prawie wszystkie grupy indiańskie, zarówno małe jak i duże" - mówi prof. Posern-Zieliński.

SILNE ORGANIZACJE W BOLIWII I EKWADORZE

Organizacja może się narodzić w każdej wiosce. Z czasem tworzą się regionalne, a następnie krajowe federacje takich organizacji. Najsłabiej zorganizowani są Indianie Keczua w Peru, najlepiej natomiast Indianie Kiczua i Shuar w Ekwadorze oraz Keczua, Ajmara i Guarani w Boliwii.

Najważniejsze indiańskie organizacje w Ameryce Południowej to CIDOB w Boliwii (Confederacion Indigena de Oriente Boliviano - Konfederacja Indiańska Wschodniej Boliwii), CONAP w Peru (Confederacion de Nacionalidades de la Amazonia Peruana - Konfederacja Narodowości z Amazonii Peruwiańskiej) oraz CONAIE w Ekwadorze (Confederacion de Organizaciones Indigenas del Ecuador - Konfederacja Organizacji Tubylczych Ekwadoru).

Pod koniec lat 80. za symbol odradzania się świadomości wśród Indian i ich samoorganizacji uchodził Raoni, Indianin z grupy Kayapo, żyjącej w środkowej Brazylii.

Raoni to jeden z najbardziej medialnych Kayapo w historii. Na koncertach Stinga agitował na rzecz ochrony brazylijskich lasów deszczowych. Na koncertach i konferencjach prasowych występował - na potrzeby białych - jako dzikus w pióropuszu i indiańskim stroju. Raoni po pracy chodził w dżinsach, używał telefonu komórkowego, znał trzy europejskie języki i mieszkał w luksusowym domu w Sao Paulo.

KTO WŁAŚCIWIE JEST INDIANINEM?

Liczbę Indian w Ameryce Środkowej szacuje się obecnie na 13-18 milionów, a w Ameryce Południowej na 17-25 milionów. Niektóre (ok. 400) grupy są bardzo małe, liczą zaledwie kilkuset Indian. Innych, jak Kechua, Kichua i Ajmara, jest po kilka milionów. Najliczniejsze i najbardziej wpływowe w Ameryce Południowej są grupy Indian Kiczua w Ekwadorze, Keczua w Boliwii, Ajmara w Peru i Boliwii oraz Mapucze w Chile i Argentynie.

Najwięcej Indian żyje na terenach zajmowanych niegdyś przez imperium Inków, przede wszystkim w Boliwii (60-80 proc. ogółu ludności kraju), Peru (40-50 proc.) i Ekwadorze (30-40 proc.).

W ciągu dwóch ostatnich dziesięcioleci, wraz ze wzrostem świadomości tożsamości i działalnością organizacji indiańskich, powiększała się oficjalna liczba Indian w Ameryce Łacińskiej.

Coraz więcej ludzi deklaruje się jako Indianie. "Nie sposób dokładnie określić ich liczby w Ameryce Łacińskiej, gdyż brak klarownych kryteriów, kto jest Indianinem, a kto nie" - zwraca uwagę prof. Posern-Zieliński.

INDIANIN MIESZKA W DŻUNGLI

w Peru na przykład, gdzie co najmniej połowa ludności jest pochodzenia indiańskiego, oficjalnie Indian nie ma prawie wcale.

"W Peru za Indianina uważa się tego, kto mieszka w dżungli. A ponieważ większość peruwiańskich Indian mieszka nie w dżungli, tylko w górskich wioskach w Andach, zatem oficjalnie, według państwa, Indian w Peru nie ma" - tłumaczy prof. Posern-Zieliński

Nie ma Indian, więc nie ma też oficjalnie +kwestii indiańskiej+. "Problem z Indianami w Peru rozwiązano tak, że Indianom żyjącym w górach nadano nazwę "campesinos", czyli chłopi. "Indianin to w Peru słowo uważane przez samych Indian za obraźliwe. Wielokrotnie proszono mnie tam, żebym nie pisał o nich w pracach naukowych: Indianie" - dodaje.

Polityka tożsamości, w latach 80. święcąca triumfy w Ameryce Łacińskiej, nie miała wpływu na peruwiańskich Indian. Przez całą tę dekadę, podczas gdy indiańskie społeczeństwa innych krajów odradzały się i jednoczyły, w Peru Indianie walczyli o przetrwanie.

Rządy prezydenta Fernando Belaunde Terry′ego, a następnie reprezentanta Amerykańskiego Rewolucyjnego Sojuszu Ludowego (APRA) Alana Garcíi Péreza przyniosły krajowi zadłużenie, inflację i bezrobocie. W Andach działała maoistyczna partyzantka, narastał problem nielegalnej uprawy koki i narkobiznesu.

"Peru zostało odcięte od świata. Campesinos, zamiast wzorem braci z Ekwadoru lub Boliwii jednoczyć się i tworzyć proindiańskie organizacje, myśleli tylko o tym, jak nie stracić życia w zawierusze wojny" - tłumaczy prof. Posern-Zieliński.

INDIAŃSCY INTELEKTUALIŚCI

Historia Boliwii była bardziej łaskawa dla Indian. Ruch odrodzenia indiańskiego powstał tam już przeszło 30 lat temu. Efekt - to spora grupa ludzi pochodzenia indiańskiego wykształconych na uniwersytetach i największa spośród wszystkich krajów Ameryki Łacińskiej liczba indiańskich intelektualistów.

Boliwijscy intelektualiści pochodzenia indiańskiego to między innymi Mauricio Mamani, Luciano Tapia, Victor Hugo Cardenas oraz Esteban Ticona Alejo, wszyscy z grupy Indian Ajmara.

Mamani, jest wybitnym etnologiem i antropologiem, autorem wielu prac naukowych. Tapia to założyciel pierwszej w Boliwii organizacji indiańskiej, wielokrotny kandydat na prezydenta Boliwii i poseł w latach 80. Cardenas - pierwszy w dziejach Ameryki Południowej (w latach 90.) wiceprezydent indiański, a jednocześnie naukowiec - socjolog, antropolog, autor prac naukowych o Boliwii i swym ludzie. Ticona to antropolog, autor wielu prac naukowych na temat współczesnej sytuacji Indian Ameryki Łacińskiej.

INDIAŃSCY POLITYCY RZĄDZĄ W BOLIWII

W Boliwii coraz silniejsze wpływy wzyskują nie tylko intelektualiści, ale także politycy pochodzenia indiańskiego. Sceną polityczną Boliwii trzęsą od lat dwaj Indianie z grup Ajmara i Keczua - Felipe Quispe i Evo Morales, obaj populiści.

Quispe, Indianin Ajmara, nazywany "El Mallku" (w języku Aymara: Kondor), stoi na czele ruchu o nazwie Confederacion Sindical Unida de Trabajadores y Campesinos de Bolivia - CSUTCB (Zjednoczona Konfederacja Związkowa Robotników i Chłopów Boliwii). Niegdyś miał on charakter związkowy, a obecnie jest ruchem Ajmara z okolic La Paz i jeziora Titicaca. Na bazie CSUTCB, złożonej głównie z ludności wiejskiej, Quispe stworzył Movimiento Indio Pachacuti (MIP) czyli Ruch Indiański Pachacuti.

Jak deklaruje Quispe-Kondor, zadaniem MIP ma być radykalna odmiana losu boliwijskich Indian, "nowy początek". W roku 1984 Quispe był jednym z przywódców boliwijskiej partyzantki, która wystąpiła przeciwko władzy hiszpańskiej - Ejercito Guerillero Tupaj Katari (Partyzanckie Siły Zbrojne im. Tupaca Katari; od imienia indiańskiego przywódcy antykolonialnej rewolucji w Boliwii w XVIII wieku, straconego po jej upadku). Kondor, pprzez FBI sklasyfikowany jako terrorysta, głosi poglądy antyamerykańskie i sprzeciwia się amerykańskiej walce z boliwijskim narkobiznesem. Nic dziwnego, największe uprawy koki, Erythroxylon coca, rośliny z której liści otrzymuje się kokainę, znajdują się w Ameryce Południowej, głównie Peru i Boliwii. Ostoją "Kondora" jest miasto El Alto w okolicach La Paz.

Morales, Keczua urodzony w małym górskim miasteczku Orinco, przewodzi wielkiemu ruchowi Cocaleros, indiańskich hodowców koki (campesinos) z południowo-wschodniej części Boliwii. Do Cocaleros należą przede wszystkim Indianie Keczua.

W początkowym, związkowym, okresie swojej działalności, Morales działał wspólnie z Felipe Quispe - Kondorem. Z czasem rozpoczął działalność konkurencyjną. Aby ominąć trudności rejestracji nowej partii, kupił nazwę Movimiento al Socialismo - MAS (Ruch na Rzecz Socjalizmu) od malutkiego istniejącego już na rynku politycznym ugrupowania i nadał ją własnej partii.

"Nazwa ta nijak ma się do haseł Moralesa, które skierowane są przede wszystkim na zalegalizowanie upraw koki jako rośliny rynkowej" - zaznacza prof. Posern-Zieliński. Spora część społeczeństwa Boliwii widzi w Moralesie najlepszego kandydata na prezydenta kraju.

PAP - Nauka w Polsce, Joanna Poros

22 lipca 2005

reo

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024