Kosmiczne zachwyty nad pięknem Wszechświata
Jak mogło wyglądać laboratorium jaskiniowca, jakie kolory ma Wszechświat, jak upiornie gorący był on tuż po Wielkim Wybuchu... kwestie takie i wiele innych porusza w swoim zbiorze esejów "Kosmiczne zachwyty" astrofizyk, popularyzator nauki Neil deGrasse Tyson.
Książka to zbiór esejów publikowanych przez Neila deGrasse Tysona w magazynie "Natural History" w latach 1995 - 2005 w kolumnie "Universe". To lista przebojów tej kolumny, zbiór zgrabnych opowieści o kosmosie i historii jego badań. Wprawdzie od 2005 roku minął szmat czasu, ale książka zawiera modyfikacje i przypisy uwzględniające wydarzenia, które miały miejsce od tamtej pory, np. o losach sondy Rosetta.
Nie jest to książka do czytania jednym tchem, od deski do deski, a raczej do powolnego sączenia rozdziałów, wracania do nich po jakimś czasie. Nie czytałam jej może z wypiekami na twarzy, co zdarza się przecież nie tylko w przypadku beletrystyki, ale również książek popularnonaukowych. Muszę jednak przyznać, że podoba mi się sposób, w jaki Tyson pisze o kosmosie i podchodzi do nauki: z humorem, lekko, przystępnie, bez zadęcia.
Neil deGrasse Tyson pisze w przedmowie: "nieustannie przyświecającym mi celem jest próba wyjaśnienia funkcjonowania Wszechświata, co znacznie wykracza poza relacjonowanie suchych faktów". To jest w jego książce odczuwalne. Tyson wie, jak mówić o kosmosie, aby być zrozumianym; jak pisać o skomplikowanych zjawiskach i zagadnieniach. Astronomiczne określenia, które w opisach niektórych innych autorów brzmią zagadkowo, u niego wydają się przejrzyste.
Nie ma się jednak co dziwić, dla Tysona popularyzacja to bułka z masłem. Jest nie tylko astrofizykiem, ale też autorem książek i publikacji o tematyce astrofizycznej, edukacyjnych programów telewizyjnych, serialu popularnonaukowego, audycji radiowych. Od jego nazwiska pochodzi nazwa planetoidy (13123) Tyson. Pojawił się też w filmie Zoolander 2, co potwierdza, że świat popkultury nie jest mu obcy. Wie jak przemówić do tzw. przeciętnego odbiorcy, by być zrozumianym.
O czym więc pisze Tyson? Bardzo podoba mi się początek książki, w którym pokazuje, jak aroganccy wobec samej nauki, pewni swojej wiedzy i siebie potrafili być naukowcy w odleglejszych nam czasach. Dziś czytamy o tym na przemian z uśmiechem i niedowierzaniem. Opisuje m.in. w jaki sposób, dzięki jakim instrumentom poznawaliśmy i poznajemy Wszechświat; uświadamia nam, jak niewystarczające do tego celu są nasze zmysły; pisze o temperaturze i kolorach Wszechświata; kometach i asteroidach, które nazywa "tułaczami Układu Słonecznego".
Jest więc to lektura, która pozwoli poszerzyć wiedzę tym, którzy o kosmosie już co nieco wiedzą, ale śmiało mogą sięgać po nią czytelnicy, których wiedza w tej dziedzinie jest nikła. Na pewno nie utkną w podawanych w niej informacjach.
Ukazała się nakładem Wydawnictwa Insignis.
Ewelina Krajczyńska