Nauka dla Społeczeństwa

28.03.2024
PL EN
28.09.2014 aktualizacja 28.09.2014

Naukowcy: żubry ocalone i w miarę bezpieczne jako gatunek

Żubry są w miarę bezpieczne jako gatunek, ale zagrożeniem dla nich pozostają m. in. choroby oraz to, że żyją w izolowanych populacjach - uważają naukowcy. 85 lat temu w Białowieży rozpoczęły się prace nad uratowaniem tego gatunku i przywróceniem go naturze.

Dzisiejsze stado białowieskich żubrów wywodzi się od samca - Borusse - oraz samic o imionach Biserta i Biskaya, które w 1929 r. i w 1930 r. przywieziono do Białowieży z ogrodów zoologicznych w Niemczech i Sztokholmie. Hodowla rozpoczęła się we wrześniu 1929 r. W latach 1920-28 w Puszczy Białowieskiej nie było żubrów, choć w XIX w. było ich rekordowo dużo - 1,8 tys. W czasie I wojny światowej zabijano je dla mięsa.

W 1924 roku w Puszczy Białowieskiej powstało nadleśnictwo "Rezerwat", które było początkiem Białowieskiego Parku Narodowego. Żubr jest symbolem tego parku. W ramach prac nad uratowaniem gatunku (restytucji), pierwsze żubry wypuszczono na wolność w Puszczy Białowieskiej w 1952 roku.

Dziś naukowy oceniają zgodnie, że odtworzenie populacji żubra i przywrócenie go naturze udało się, ale mają różne spojrzenia na to, jak postępować z żubrem. Na świecie jest obecnie ok. 5 tys. żubrów, z czego ok. 500 w polskiej części Puszczy Białowieskiej i jest to największe wolno żyjące stado tych zwierząt.

"Restytucja gatunku okazała się wielkim sukcesem. Liczba żubrów stopniowo wzrasta. Sprawia to, że żubry są w miarę bezpieczne, choć jest ich na świecie mniej niż np. nosorożców czarnych, które są uznawane za rzadki gatunek" - powiedział PAP dyrektor Instytutu Biologii Ssaków PAN w Białowieży dr hab. Rafał Kowalczyk. Dodał, że według Międzynarodowej Unii Ochrony Przyrody (IUCN), żubr nie jest gatunkiem zagrożonym, ale rzadkim.

Jego zdaniem największym zagrożeniem dla żubrów są choroby i pasożyty (np. w Bieszczadach odstrzelono całe stado z powodu gruźlicy, istnieje zagrożenie wirusową chorobą błękitnego języka). Rozprzestrzenianiu chorób sprzyja m.in. zimowe dokarmianie tych zwierząt, bo żubry gromadzą się wówczas w duże stada. "Ciągle zarządzanie populacjami jest oparte na technikach hodowlano-zootechnicznych, przez co żubry są w niektórych populacjach uzależnione od człowieka i narażone na inwazje pasożytnicze" - podkreślił Kowalczyk. Z drugiej strony jednak brak dokarmiania powoduje, że żubry wchodzą w szkody na polach, m.in. żerują na oziminach rzepaku.

Zaznaczył, że w zarządzaniu populacjami żubra zaczyna się wykorzystywać wiedzę o tym, że nie jest to gatunek leśny, ale potrzebuje do życia mozaiki lasu oraz środowisk otwartych. "Jednym z ważnych problemów w ochronie żubra jest ograniczona przestrzeń dla gatunku. Żubr jest największym lądowym zwierzęciem Europy, potrzebującym dużych przestrzeni" - mówił Kowalczyk. Według niego potencjalnym miejscem dla żubrów są np. tereny po byłych poligonach.

Żubrom brakuje nowego miejsca - przyznaje prof. Wanda Olech ze Szkoły Głównej Gospodarstwa Wiejskiego w Warszawie. Uczelnia wspólnie z różnymi instytucjami, realizuje różne projekty związane z ochroną żubrów, m.in. dotyczące kontraktowania łąk u rolników, by w różnych miejscach zostawiali siano na potrzeby żubrów zimą. Ma to zapobiegać gromadzeniu się zwierząt i rozprzestrzenianiu chorób.

Olech podkreśla, że istnieje obecnie pięć wolnych populacji żubra w Polsce, a przydałoby się utworzyć 5-6 nowych, np. w Puszczy Augustowskiej, Rominckiej, ale też w lasach janowskich, na pogórzu przemyskim, w Magurskim Parku Narodowym. "Pozwoli to rozgęścić istniejące, rozproszyć ryzyko chorób czy innych katastrof i poza tym dalej burzyć mit, że żubr musi się równać Białowieża. Żubr nie jest taki wymagający i daje sobie świetnie radę w lasach gorszej jakości, jeśli tylko przedzielane są one łąkami i pastwiskami" - uważa Olech. Według niej ważniejsze od zwiększania liczby żubrów jest zwiększanie ich populacji.

Uważa, że żubry - jak to określiła - "radzą sobie" ze zbyt bliskim pokrewieństwem (wszystkie żubry na świecie pochodzą od 12 osobników). "Nie uważam, żeby ten problem zasługiwał na szczególną uwagę, ponieważ (...) nie obserwuje się poważnych zaburzeń w rozrodzie czy przeżywalności. Choroby są i tu niezbędny jest ciągły monitoring" - uważa prof. Wanda Olech. (PAP)

kow/ son/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024