Nauka dla Społeczeństwa

19.04.2024
PL EN
16.10.2015 aktualizacja 16.10.2015

Prezentacje na wystawach wynalazków niech się schowają!

Fot. PAP/ L.Tomala Fot. PAP/ L.Tomala

Jeśli komercjalizacja polskich wynalazków zawsze prowadzona jest z takim polotem, jak na wystawach wynalazków, to daleko nie polecimy, nasz upadek jest bliski. Wiszące w kącie stoiska plakaty zapełnione po brzegi tekstem wcale nie zachęcają do rozmów o waszych wynalazkach. Pomyślcie trochę o odbiorcach, drodzy wynalazcy!

Wystawy wynalazków powinny być z założenia miejscem, które mają promować innowacyjne rozwiązania i zachęcać odwiedzających - zwykłych gości i inwestorów - do rozmów z naukowcami. A wcale tak nie jest. Większość stoisk wygląda - co tu dużo mówić - smętnie. Najczęściej to puste boksy, w których siedzą sobie naukowcy. Każdy ma coś ciekawego do powiedzenia i do sprzedania (tu piszę bez ironii), ale wcale tego po nim nie widać. Aż strach podchodzić.

W większości przypadków jedynym rzucającym się w oczy elementem wystawy jest miska pełna krówek i plakat, który wisi gdzieś za plecami naukowca. W żaden sposób plakat ten nie kojarzy się z plakatem filmowym. Nie urzeka stroną wizualną, nie zatrzymuje zwiedzającego ciekawym tytułem, nie odpowiada szybko na podstawowe pytanie: po co mam się tu zatrzymać. A gdzie tam! Jeśli chodzi o marketing to mamy pewien paradoks: innowatorzy są w nim nieźle zapóźnieni.

Nie trzeba się długo zastanawiać, żeby wywnioskować, iż plakat, jaki wynalazcy wieszają za swoimi plecami jest z odzysku - przygotowano go już dawno. I to wcale nie na wystawę wynalazków, jako obrazek dla potencjalnego inwestora czy dla ciekawych świata zwiedzających. To poster, który powstał z myślą o jakiejś specjalistycznej konferencji naukowej. Myślicie, wynalazcy, że goście tego nie zauważą? Na plakacie pełno jest trudnych nazw, wzorów chemicznych, a w dodatku papier po brzegi zapisany jest drobnym, nieciekawie napisanym tekstem. Hasłowego objaśnienia, o co właściwie w wynalazku chodzi i do czego on służy nawet nie ma nawet co tu szukać. Ekspertów z danej dziedziny taki plakat może usatysfakcjonuje. Ale czy na pewno to oni są głównymi odbiorcami wystawy? Może warto przygotować zupełnie inny plakat, dla zupełnie innego odbiorcy?

I może zamiast środki na promocję przeznaczać bezsensownie na krówki z logo instytutu i na firmowe długopisy - warto przenieść te wydatki na grafika czy copywritera, który pomoże przygotować lepszy plakat albo ciekawą prezentację na temat rozwiązania?

Czy wy się, drodzy wynalazcy, w ogóle zastanawiacie, jak sprzedać swoje osiągnięcie? Inwestorem nie jestem, może ich rzeczywiście zwykle interesują tylko szczegóły techniczne. Ale co, jeśli mnóstwo potencjalnych inwestorów przechodzi wam koło nosa właśnie dlatego, że nie umiecie szybko przyciągnąć ich uwagi? Czy was zainteresowałoby własne stoisko? Spójrzcie czasem na swoje wynalazki oczami innych! Zobaczycie, że nie najlepiej prezentujecie swoje osiągnięcia!

Szanse na to, że odwiedzający przeczytają cały wasz wypakowany trudnym tekstem poster na wystawie wynalazków są znikome. W końcu plakat wisi daleko, w kącie stoiska, za plecami wynalazcy. Dzięki takim plakatom osiąga się jeden pozytywny cel: taki poster wymusza pewną interakcję z naukowcem przy stanowisku. "O co chodzi w tym plakacie?" - może spytać gość wystawy. To pierwsze i właściwie jedyne pytanie, jakie wymusza plakat. Jestem przekonana, że istnieją już o wiele lepsze sposoby wzbudzania ciekawości zwiedzających.

Kiedy już gość przełamie swój lęk przed strasznym plakatem i zacznie rozmowę z wynalazcą, nie zawsze jest lepiej. Naukowiec wcale nie zaczyna swojej opowieści od trzęsienia ziemi. Bo mógłby zacząć od najważniejszego np. "wiemy, jak rozbić monopol pewnej firmy i przygotować pewien ważny w farmacji związek chemiczny" albo "wymyśliliśmy, jak prosto oczyszczać wodę ze szkodliwych nanocząsteczek; jesteśmy w tym naprawdę świetni". Nie!

Najpierw zwykle następuje długi i specjalistyczny wywód dla zdezorientowanego odbiorcy, który nie jest nawet pewien, jaką dziedziną wiedzy zajmuje się dany wynalazca. Dopiero, kiedy odbiorca już jest w sercu tego mętliku, naukowiec zaczyna mówić, o co w tym wszystkim chodzi. Uff! Dobrze, że w ogóle to mówi!

Ale przecież nie każdy gość jest aż tak zdesperowany, żeby stać przed każdym stoiskiem przez parę minut i angażować wszystkie swoje zasoby poznawcze. Może jednak warto byłoby podawać informacje zwiedzającym w innej kolejności: na początku rzeczy najważniejsze, znaczenie wynalazku dla przeciętnej osoby. A potem dopiero - stopniowo - od ogółu przechodzić do szczegółów, które nie są już dla każdego tak istotne. To usprawnia komunikację!

Może lepiej, drodzy wynalazcy, testujcie to, o czym mówicie, na swoich znajomych spoza świata nauki. Jeśli nie zasną podczas waszej opowieści - to nieźle. Jeśli zrozumieją najważniejsze - to dobrze. Jeśli spodoba im się wasz pomysł - to już świetnie!

Ale żeby dobrze zaprezentować swoje rozwiązanie potrzebne jest, innowatorzy, wasze zaangażowanie i wiara w to, że naprawdę macie coś do zaoferowania. Może potrzeba wam więcej pewności siebie i wiary w to, że wasz wynalazek może zmienić świat? No bo przecież może! Nie bądźcie tacy skromni! Wasze rozwiązania są świetne, dlaczego je tak próbujecie przed światem ochronić?

PAP - Nauka w Polsce, Ludwika Tomala

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024