Nauka dla Społeczeństwa

20.04.2024
PL EN
04.01.2005 aktualizacja 04.01.2005

Jak się mieszkało w PRL

Pękające ściany, ciemne i ciasne kuchnie, \"suche ustępy\", agresywni urzędnicy kwaterunku i wieloletnie wyczekiwanie na mieszkanie w skorumpowanych spółdzielniach - o tym, jak wyglądała mieszkaniowa rzeczywistość w czasach PRL przypomina specjalista w zakresie dziejów gospodarczych i społecznych PRL, Krzysztof Madej na łamach styczniowego numeru magazynu \"Mówią Wieki\". http://www.mowiawieki.pl/archiwumgazet.html?id_gazetanazwa=1

BEZDUSZNI URZĘDNICY

W 1953 roku w Łodzi, w mieszkaniu rodziny K. pojawił się tzw. kontroler kwaterunku. \"Wykorzystując fakt odbywania służby wojskowej przez syna państwa K. wyrzucił z jego pokoju wszystkie meble, a protestującą panią K. dotkliwie pobił\" - relacjonuje Madej, historyk z Instytutu Pamięci Narodowej, autor wydanej w ubiegłym roku książki \"Spółdzielczość mieszkaniowa. Władze PRL wobec niezależnej inicjatywy społecznej (1961-1965)\".

W latach 1950-55 wybudowano ok. 400 tys. mieszkań. Oznaczało to, że na cztery nowo zawarte małżeństwa przypadało jedno mieszkanie.

\"Problemy mieszkaniowe rozwiązywano metodami administracyjnymi i represjami policyjnymi. Wszechwładni urzędnicy kwaterunku mogli albo dokwaterować jakąś rodzinę do cudzego mieszkania, albo ją stamtąd wyrzucić\" - pisze Madej.

JEDNA ŁAZIENKA NA KILKA MIESZKAŃ

W wyniku II wojny światowej Polska straciła ok. 2 mln mieszkań, więc PRL zamieniła się w jeden wielki plac budowy. W latach 50. promowano tzw. budownictwo oszczędne.

\"W praktyce oznaczało to, że jedna łazienka miała przypadać na kilka mieszkań. Ograniczano też +zbędne+ powierzchnie i otwory okienne (stąd wzięły się małe i ciemne kuchnie)\" - opisuje Madej.

Jak zaznacza, \"tylko stanowczości ówczesnego przewodniczącego Wojewódzkiej Rady Narodowej w Warszawie Janusza Zarzyckiego stolica zawdzięcza, że nie wybudowano w tym czasie bloków mieszkalnych z tzw. suchymi ustępami. Mniej szczęścia miały inne miasta, np. Gdańsk.\"

Rekordową liczbę oddanych do użytku mieszkań odnotowano w czasach Edwarda Gierka. \"Niestety, ilość nie szła w parze z jakością - zaznacza historyk. Do dzisiaj ekipy remontowe rozpoznają wykonawstwo lat 70. po jego wyjątkowo niskiej jakości\".

Groteskowe i niebezpieczne w skutkach fuszerki PRL-owskiego budownictwa opisuje Andrzej Sołdrowski w książce \"Byłem inżynierem w PRL\".

Obywatele o sytuację mieszkaniową obwiniali władzę, a władza - obywateli. Na początku 1957 roku pierwszy sekretarz KC PZPR Władysław Gomułka powiedział, że \"gdyby choć jedną trzecią kwoty, jaką ludność wydaje na wódkę przeznaczyć na budowę mieszkań, to w ciągu kilku lat przestałoby ich brakować\".

KANDYDAT NA CZŁONKA

Życie Polaków uzależnione było od spółdzielni mieszkaniowych. \"Gwoździem do trumny polskiej spółdzielczości mieszkaniowej stała się instytucja kandydata na członka\" - pisze Madej.

\"Wprowadzając ją, władze chciały osiągnąć dwa cele: ściągnąć pieniądze z rynku poprzez wpłaty na książeczki mieszkaniowe oraz stworzyć pozory rozwiązywania problemu mieszkaniowego. W praktyce oznaczało to powstanie liczącej kilkaset tysięcy grupy ludzi (...), którzy płacąc na nowe +M+, przez lata nie mieli pojęcia, kiedy je otrzymają\" - dodaje.

Wśród oczekujących na mieszkanie byli jednak równi i równiejsi. \"Sytuacja taka, jak w jednej z warszawskich spółdzielni badanych przez socjologów, gdzie 20 proc. mieszkań oddawano do dyspozycji rad narodowych, 30 proc. MO i wojska, a 20 proc. przydzielało kierownictwo za łapówki, była zjawiskiem codziennym\" - pisze Madej.

PAP - Nauka w Polsce, Joanna Poros

4 stycznia 2005

reo

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024