Nauka dla Społeczeństwa

16.04.2024
PL EN
14.06.2011 aktualizacja 14.06.2011

Blog w pracy?

<p>Blogosfera stała się przedmiotem prac dyplomowych, magisterskich, a w końcu seminariów i analiz naukowych. Powstały nawet blogi publikujące wyniki badań blogów. Są blogi projektów naukowych, prowadzonych z pasją przez uczestników tych przedsięwzięć. Blogerów szanują uczeni, w tym lekarze, którzy uważają, że pamiętnik w sieci może być psychoterapią dla przewlekle chorych – obojętnie, czy piszą, czy też czytają i komentują notki. Blogi upowszechniające osiągnięcia badaczy otrzymują prestiżowe wyróżnienia, jak choćby ubiegłoroczny tytuł Popularyzatora Nauki przyznany przez serwis PAP - Nauka w Polsce i MNiSW.</p>

Prowadzę bloga (to potoczna, choć dopuszczana przez językoznawców, odmiana tego słowa, zgodnie z regułami książkowymi powinnam "prowadzić blog", ale pisząc bloga wcale nie mam ochoty na podręcznikowe reguły) od blisko ośmiu lat. Prywatnego (dla wrażliwych językowo – prywatny). Z czytelnikami zżyłam się tak, że dziś już trudno mi wyobrazić sobie, że przynajmniej raz na pewien czas nie piszę im, co słychać w moim życiu, albo nie czytam, co u nich. Wiele razy na tamtym blogu pojawiały się wątki związane z moją pracą – kto z nas nie chce pochwalić się jakimś szczególnym osiągnięciem, albo dać upustu frustracjom. Kiedy przypomnę sobie niektóre notki aż wzdraga mnie na myśl, że mogliby czytać je moi pracodawcy - oczywiście dawni, bo jakżebym mogła napisać choć pół złego słowa o obecnych?

A teraz pojawia się blog służbowy, gdzie miałabym opisywać swoje zainteresowania. Blog służbowy, wpisy redagowane, a nie notki "wrzucane" pod wpływem uczuć i zdarzeń. Trochę to przeczy, w moim rozumieniu, idei blogowania. Internetowe pamiętniki to miejsce na osobiste przemyślenia, uwagi, komentarze, zdjęcia – wszystko to, co przedstawia światopogląd autora. Czytają je i piszą uczeni, na równi z dziećmi. Równocześnie śledzą inne blogi, komentują wpisy i, budując sieć linków, stają się członkami blogosfery. Te wirtualne kontakty mogą, ale wcale nie muszą przenosić się poza sieć.

Co nam jednak z definicji, skoro obecnie tak wiele instytucji prowadzi oficjalne blogi, trudno też znaleźć osobę publiczną, która z lepszym bądź gorszym skutkiem nie próbuje blogować? To zabawne, bo przecież założeniem środowiska blogerów była anonimowość.

Znam jednego z pionierów tego rodzaju ekspresji, zresztą też dziennikarza, z którym swojego czasu pracowałam. Myślę, że – podobnie jak ja – byłby ubawiony pomysłem blogowania służbowego. W pewnym sensie później stał się tak popularny w sieci, że właśnie to robił. Ale to już była inna bajka, której uczestnicy z nostalgią wspominali M., który przecierał szlaki naprawdę niezależnej publicystyki, nie przebierał w słowach i powalał na kolana poczuciem humoru, bogactwem skojarzeń i dosadnością ocen.

Kiedy to wszystko się zaczynało, wiele lat temu, blog miał być miejscem intymnym. Dla jednych oznaczało to azyl dla romantycznych uniesień, a dla innych mogło być synonimem wychodka, gdzie człowiek uwalniał się od rozmaitych ciężarów. Pamiętniki były tak różnorodne, jak i ludzie, którzy je publikowali. I tak było dobrze. Myślę, że właśnie to zadecydowało o sukcesie tej formy wyrazu – anonimowość pozwalała nam na wyjście poza schemat norm społecznych, tu można było powiedzieć o każdym to, czego nie wypada powiedzieć w twarz (nie tylko dlatego, że jest się zakłamanym, ale też dlatego, że nie zawsze chcemy sprawić komuś przykrość czy też zniszczyć oficjalne relacje, bez których nie ma współczesnego społeczeństwa).

Blog był miejscem, gdzie nieśmiali mogli pokazać, jacy są naprawdę. I nie zawsze oznaczało to tyle, że cichy pracownik uśmiechając się do swojego szefa ponad ekranem komputera jednocześnie wygrywał na klawiaturze wariację inwektyw pod jego adresem na stronie seksowny-buhaj.blog. Blogi stały się ostoją mniej lub bardzie utalentowanych felietonistów, pisarzy i poetów, którzy na co dzień wykonywali bardzo prozaiczne zawody.

To tu dorośli odkrywali na nowo cudowny świat dzieciństwa, opisując dzień po dniu rozwój swojej progenitury. Tu można było zobaczyć zdjęcia z najdalszych zakątków świata, ale i fotografie makaronu na metalowym durszlaku, od którego odbił się w szczególny sposób promień słońca padający przez kuchenne okno jakiejś gospodyni domowej. Tu każdy mógł stać się recenzentem filmowym i literackim, politykiem, dziennikarzem.

Można było – i przecież wciąż można – otworzyć dwa albo pięć różnych blogów i na każdym kreować się na kogoś innego. Czy to oszustwo? Nie, to właśnie wyjątkowe zasady świata blogerów. Szczerość – w dowolnej formie. Spektrum maleńkich światów, do których dopuszcza się wszystkich, którzy mają dostęp do sieci, albo tylko wąskie grono wybranych czytelników. Po co się to robi? Materialnie – po nic.

I właśnie tu jest pies pogrzebany. Bo w pewnym momencie świat zewnętrzny – ten poukładany, uporządkowany w struktury społeczne i ekonomiczne – zrozumiał, jaki potencjał tkwi w blogosferze. I jak grzyby po deszczu zaczęły wyrastać strategie marketingowe, które miały zagospodarować tę niespożytą "niszę rynkową". Autorom popularnych blogów zaczęto proponować (z początku za niewielką rekompensatą, w końcu za całkiem przyzwoitym wynagrodzeniem) nienachalną, taką "między wierszami" – promocję produktów, usług, wydarzeń i kto wie, czego jeszcze. Niech pierwszy rzuci kamieniem ten z blogerów, kto nigdy choć nie zastanowił się nad przyjęciem takiej propozycji. Wiele osób przeliczyło się i straciło czytelników przez takie zabiegi. Blogosfera jest szczególnie wyczulona na takie sprawy i, o ile akceptuje wszelkie autokreacje, o tyle kryptoreklamę traktuje jak oszustwo.

Zdarzało się, że czytelnicy przymykali oko na paramarketingowe zabiegi, bo czuli, że ich ulubiony autor promuje coś, do czego rzeczywiście jest przekonany. W pewnym sensie nie było tu odejścia od idei blogowania – to też było szczere, choć nie zawsze bezinteresowne.

Następny etap to budowanie poprzez blogi strategii politycznych. W końcu albo równolegle do blogowych tub politycznych, podobnie do fejsbukowych profili firm, pojawiły się blogi firm i instytucji, a wśród nich dziennikarskie, gdzie notki to nie notki, ale artykuły pisane służbowo. Takie felietony tych, którzy w regularnej pracy zawodowej mają dostarczać informacji lub przytaczać opinie innych, ale nie oceniać. Blog służbowy to miejsce gdzie opinia dziennikarza jest dozwolona i pożądana, ale w granicach norm obowiązujących w medium, które firmuje ów blog swoim tytułem.

Blogi tematyczne są platformą wymiany myśli i doświadczeń, co może sprzyjać rozwojowi danej dziedziny wiedzy. To doniosła rola blogów naukowych. Wortal tworzony przez dziennikarzy naukowych wymyka się definicji bloga naukowego, rozumianego jako miejsce z publikacjami naukowymi lub opis warsztatu badawczego bez użycia specjalistycznej terminologii. Przyszło mi współtworzyć taki blog. Wiem, że wiele osób spełnia się w takim zadaniu już od wielu lat. Pamiętnik, w którym notki wydaje edytor? Czy dalej jest to blogowanie? To kwestia dyskusyjna. Jeśli mam tu miejsce na własną opinię – napiszę, że nie. Ciekawe, czy mi to wytną?

Karolina Olszewska

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024