Nauka dla Społeczeństwa

28.03.2024
PL EN
09.09.2014 aktualizacja 09.09.2014

Europejska premiera łazików za nami

Entuzjastyczni Egipcjanie, robiący furorę wrocławski Scorpio, wypełnione czerwonym - zwietrzałym dolomitem "marsjańskie pole" z widokiem na Chęciński zamek i komórki na cenzurowanym. Za nami pierwsza edycja europejskich zawodów łazików marsjańskich - European Rover Challenge.

W USA takie zawody to coroczny rytuał. Na pustynię w stanie Utah zjeżdżają studenckie drużyny z całego świata, których łaziki rywalizują w zawodach University Rover Challenge. W Europie międzynarodowe zawody łazików marsjańskich - European Rover Challenge - odbyły się po raz pierwszy.

Choć na początku drużyn miało być 17, to jednak - jak wyjaśniał PAP Łukasz Wilczyński z organizującego zawody Mars Society Polska - z powodów wizowych kilka na zawody nie dojechało. W efekcie większość drużyn stanowili Polacy, zagraniczne zespoły były tylko trzy - z Kolumbii, Indii i Egiptu. Choć nie było ich wielu to dodawali konkursowi kolorytu. Najwięcej emocji - zarówno organizatorom i widzom - dostarczył egipski zespół z Uniwersytetu Kairskiego. Do wykonywanych zadań podchodzili z wielkim zaangażowaniem i entuzjazmem, nieskrępowanie gestykulując i głośno rozmawiając w swoim języku. Jeśli ktoś z hukiem wbiegał na pole marsjańskie z nasypu dla ekip i publiczności, to wiadomo było, że to właśnie Egipcjanie biegną na kolejną konkurencję ze swoim łazikiem. Dla kierującego ich drużyną taki rajd z wysokiego nasypu skończył się kontuzją ręki.

Egipski łazik, choć wyglądał niepozornie i od czasu do czasu gubił koło albo dwa, ostatecznie zajął w zawodach trzecie miejsce. Zawodnicy przewieźli go do Polski rozkręconego w zwykłych bagażach. Potem zabrakło im kilku części, w związku z czym nie używał manipulatora, był za to niezwykle lekki, co przyniosło mu sporo punków w klasyfikacji. Egipcjanie, choć organizatorom spędzali sen z powiek, po ceremonii wręczenia nagród biegali radośnie po usypanym specjalnie "marsjańskim polu". Wzbudzili ogromną sympatię wśród publiczności niczym uroczy urwis, który choć trochę narozrabia, to i tak wszyscy go lubią, bo nie pozwoli się sobą znudzić.

Na "marsjańskim polu" wyróżniała się też drużyna Robocol z kolumbijskiej Bogoty. Zarówno ich samych w żółtych koszulkach, jak i niebieskiego łazika nie można było nie rozpoznać na marsjańskim polu. Łazik Deimos, nazwany tak jak jeden z księżyców Marsa, radził sobie całkiem nieźle w rozgrywanych konkurencjach. Ostatecznie zawodnicy zdobyli nagrodę specjalną od konkursowego jury, choć wyglądali na nieco niepocieszonych. Wszak - jak mówił PAP jeden z kolumbijskich zawodników Hayden Liu - do Polski przyjechali po zwycięstwo.

Zwycięzca konkursu - wrocławski łazik Scorpio - też nie miał w konkursie łatwo. Wszystko zaczęło się dla niego bardzo nieszczęśliwie. Pech polegał na tym, że zespół rozpoczynał całe zawody. "Na nas były testowane wszelkie niedogodności tego terenu. Mieliśmy więc problem z długim oczekiwaniem na start. Kiedy już byliśmy gotowi, okazało się, że bateria potrzebuje świeżego ładowania. Poprosiliśmy organizatorów, by wzięli pod uwagę, że na nas były testowane pewne niedociągnięcia związane z pierwszą edycją imprezy. Uwzględniono naszą reklamację" - mówił PAP po ceremonii wręczenia nagród członek drużyny z Politechniki Wrocławskiej Jędrzej Górski. Po wieczornej powtórce pierwszego pechowego przejazdu pozostałe konkurencje Scorpio wykonywał już jak z nut i dumnie jeździł pod opieką drużyny między konkursowymi namiotami.

Wrocławski zespół ma już spore doświadczenie, bo w konkursach łazików marsjańskich - m.in. w amerykańskich University Rover Challenge - startował już czterokrotnie. Jędrzej Górski podkreślił, że elementem zapewniającym sukces w zawodach jest właśnie zgrany zespół, który przeszedł kilka ciężkich prób. „Nasza efektywność nie wynika z tego, że jesteśmy geniuszami, tylko zgranym zespołem” - wyjaśnił Górski.

Łaziki rywalizowały na polu wysypanym zwietrzałym dolomitem, który bardzo dobrze oddaje czerwoną barwę i fakturę powierzchni Marsa. Na miejsce zwoziło ją około 80 ciężarówek. "Teraz jest chyba nawet bardziej czerwona niż na samym Marsie” - mówił PAP Łukasz Wilczyński. Jednak, aby dokładniej oddać marsjańską powierzchnię, należałoby jeszcze usypać kilkumetrowe wydmy i pokryć teren pustynnym piaskiem. Pole ogrzane święcącym nieustannie słońcem, przypominało zresztą bardziej pustynię niż Marsa, na którym w rzeczywistości panują temperatury sięgające średnio - 55 st. Celsjusza.

Zmaganiom łazików mogła przyglądać się publiczność, która - w przeciwieństwie do amerykańskiej edycji zawodów - miała wstęp na teren wydarzenia. Widzowie, choć oklaskiwali zawodników i niejednokrotnie dodawali im animuszu, przysporzyli też sporo problemów. Telefony komórkowe zakłócały komunikację i między sterowanym zdalnie łazikiem a kierującymi nim członkami drużyny. W efekcie czasami łazik stał nieruchomo na polu czekając, aż otrzyma komendę. W tym czasie cenne minuty przeznaczone na rozegranie konkurencji uciekały, a szanse na zwycięstwo malały... W efekcie na "marsjańskim polu" nieustannie ponawiano prośby o wyłączenie... telefonów komórkowych.

PAP - Nauka w Polsce, Ewelina Krajczyńska

ekr/ agt/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024