Nauka dla Społeczeństwa

20.04.2024
PL EN
23.10.2014 aktualizacja 23.10.2014

Rektor Cambridge: dbamy o to, by student mógł się rozwijać

Fot. Fotolia Fot. Fotolia

Dla uczelni kluczowe jest to, by wybierały najlepszych studentów. U nas każdego studenta traktujemy jako odrębną osobę, a nie jako członka grupy i dbamy o to, by mógł się rozwijać - mówi w rozmowie z PAP rektor Uniwersytetu Cambridge prof. Leszek Borysiewicz.

Prof. Leszek Borysiewicz, lekarz, immunolog, od 1 października 2010 r. jest vice-chancellorem Uniwersytetu Cambridge. Vice-chancellor to w Cambridge odpowiednik polskiego rektora. Wybierany jest na 7 lat i pełni najważniejsze funkcje akademickie i administracyjne. Prof. Borysiewicz jest synem polskich emigrantów. Urodził się w Walii, ale biegle mówi po polsku.

W ostatnich dniach odwiedził Polskę m.in. w związku z rozpoczęciem przez Uniwersytet Cambridge współpracy z Uniwersytetem Warszawskim. Uczelnie złożyły wniosek w programie Teaming, finansowanym przez Unię Europejską.

PAP: Jak duży jest budżet Uniwersytetu Cambridge?

Prof. Leszek Borysiewicz: Około 1,5 mld funtów.

PAP: To prawie 8 mld zł - więcej niż przyszłoroczny budżet Polski przeznaczony na naukę (7,44 mld zł). Co by Pan zrobił na miejscu minister nauki w Polsce, gdyby musiał pan takie środki rozdzielić na badania prowadzone w ośrodkach w całym kraju?

L.B.: To bardzo trudny problem. W Wielkiej Brytanii mamy podobne dyskusje. Mamy ok. 100 uniwersytetów i też zastanawiamy się, jak podzielić między nie fundusze. (...) Ja popieram politykę Polski - w porównaniu z innymi państwami w Europie przeznacza ona duże fundusze na szkolnictwo wyższe i daje studentom możliwość darmowych studiów.

PAP: Jakie rady miałby pan profesor dla polskich rektorów? Co jest pana zdaniem najważniejsze w zarządzaniu uczelniami?

L.B.: Najważniejsze jest to, by wybierać jak najlepszych studentów. Nie chodzi o to, by mieć mnóstwo studentów, tylko by mieć najlepszych, jakich tylko można. Na tym polega Cambridge.

PAP: A jak Cambridge wyłuskuje najzdolniejszych studentów?

L.B.: Poziom, jakiego oczekujemy od studentów jest bardzo wysoki. Na studia dostaje się 15-20 proc. kandydatów. W zeszłym roku mieliśmy 24 tys. bezpośrednich spotkań, aby zdecydować, których studentów weźmiemy. Kiedy już jednak student dostanie się na Cambridge, ma bardzo krótki czas do wykorzystania – w ciągu roku ma tylko 24 tygodnie, kiedy odbywają się zajęcia. Każdy student może wybierać, co chce robić przez resztę czasu. Jeśli więc ktoś studiuje archeologię, może pozostałe tygodnie spędzić na wykopaliskach. Jeśli biologię - może realizować projekt w laboratorium, a jeśli chce być inżynierem - może pracować w firmie i promować swoje badania. W Cambridge każdego studenta traktujemy jako osobę, a nie jako członka grupy. Dbamy o to, by osoba ta mogła się rozwijać i osiągnąć to, do czego dąży.

PAP: Z której ze zmian, jakie zaszły w Cambridge, jest pan najbardziej dumny?

L.B.: Jeśli popatrzymy, co Cambridge daje Wielkiej Brytanii, to okazuje się, że są to nie tylko badania - jako uczelnia możemy się pochwalić 90 Nagrodami Nobla - ale i rozwiązania dla gospodarki - mamy 1600 firm, które powstały dzięki know-how wypracowanemu na uczelni. Wprowadzają one do całego rejonu 13,4 mld funtów. Popieramy więc i badania, i ekonomię Wielkiej Brytanii. Poza tym, budujemy cały rejon miasta Cambridge - miasto powiększa się o 10-15 proc. Powstać mają laboratoria i nowe mieszkania dla studentów. Przeznaczamy na to z uczelni 1 mld funtów, państwo nie jest z tym związane.

PAP: Czy jeśli chodzi o komercjalizację badań, sukces Uniwersytetu Cambridge da się przenieść w inne miejsca świata? Może to fenomen, którego nie da się powtórzyć?

L.B.: Warto, by inne kraje przyjrzały się, co sprawiło, że warunki do rozwoju firm były u nas tak dobre. Wtedy można to zaadaptować do swojej kultury. Ja też jeżdżę do San Francisco i Doliny Krzemowej i patrzę, co tam się robi, by dostosować do swoich warunków to, co jest w Cambridge. Również i z Polską chcemy współpracować i przyjrzeć się, jak można pomóc innowacjom w Polsce.

PAP: Cambridge już osiągnęło masę krytyczną, przy której uczelni chyba nie da się już zepsuć...

L.B.: Da się zepsuć, bardzo łatwo. Ale dążymy do tego, by to się nigdy nie stało.

PAP: Ale czy w Polsce można osiągnąć taką masę krytyczną?

L.B.: W Polsce są uniwersytety dobrze oceniane w Europie. Każdy wie, że polskie uczelnie szybko się rozwijają. Nie patrzymy, czy osiągają najlepsze pozycje w rankingach. I tak wiemy, że w Polsce są dobrzy naukowcy i współpracujemy z nimi. Współpraca międzynarodowa uniwersytetów jest bardzo ważna, żeby osiągać coraz lepsze wyniki.

PAP: Czyli nawet dla Cambridge współpraca międzynarodowa jest ważna?

L.B.: Jest ona kluczowa, do tego uniwersytet dąży.

PAP: A jak wygląda współpraca naukowa Cambridge z Polską?

L.B.: Nasz uniwersytet prowadzi zorganizowaną współpracę z sześcioma uczelniami w Polsce. Nasz system jednak niczego nie dyktuje. Tak więc każdy badacz z Cambridge może dodatkowo sam podjąć współpracę z zagranicznym ośrodkiem - również i w Polsce.

PAP: A jeśli pan patrzy na polską naukę, to w czym jesteśmy rozpoznawani na świecie?

LB: Polacy są dobrze oceniani w wielu dziedzinach: w fizyce, matematyce, chemii, także w biologii. I nie chodzi tu tylko o badania prowadzone w Polsce, ale również prowadzone przez studentów i badaczy, którzy wyjechali z kraju i pracują na innych uczelniach, a także przez osoby o polskim pochodzeniu.

Rozmawiała Ludwika Tomala (PAP)

PAP - Nauka w Polsce

lt/ agt/ malk/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024