Nauka dla Społeczeństwa

23.04.2024
PL EN
28.05.2015 aktualizacja 28.05.2015

Bolidy, Ahoy i pole namiotowe, czyli Shell-eco Marathon studenckimi oczami

Fot. PAP/ Ewelina Krajczyńska Fot. PAP/ Ewelina Krajczyńska

Przez tydzień tutaj uczymy się więcej, niż przez trzy miesiące na uczelni - mówią polscy studenci, uczestniczący w zawodach Shell-eco Marathon. Choć na przygotowanie swoich bolidów nie mają tak dużych budżetów co niektóre zespoły zagraniczne, to nadrabiają ambicjami i pomysłowością, które pozwalają im sięgać po trofea.

Dzień na Ahoy zaczyna się wcześnie. Od godz. 6 budzi się pole namiotowe, na którym mieszka większość studenckich ekip, otwierany jest też paddock - hala z blisko 200 namiotami dla zespołów. Udoskonalanie swoich bolidów od tej godziny zaczynają jedynie najwytrwalsi studenci. "Jesteśmy tutaj odkąd otwierają paddocki, aż do momentu, kiedy wieczorem przychodzą ochroniarze i mówią, że trzeba już wyjść. Od 6 do 24 zawsze jest ktoś u nas na stanowisku" - mówi PAP Adrianna Kaźmierczak zespołu SKAP Politechniki Warszawskiej. W najgorętszych momentach na paddocku w każdym z namiotów krząta się kilku-kilkunastu studentów.

Nieco później, około godz. 10, Ahoy, czyli miejsce rozgrywania zawodów Shell eco-Marathon, zapełnia się nie tylko uczestnikami, ale też dziećmi, które przychodzą do tzw. Energy Lab. To miejsce do przeprowadzania własnych doświadczeń i odkrywania przyszłości energetyki. Można w nim wyprodukować trochę energii za pomocą tańca, obronić karne strzelane przez robota, poznać kilka tajemnic Ferrari. O tej porze nieodłącznym elementem Ahoy staje się też kolejka małych bolidów, ustawionych albo do kontroli technicznej, albo czekających na start.

Celem każdego z blisko 200 zespołów biorących udział w zawodach jest takie przygotowanie bolidu, aby mógł przejechać jak najwięcej kilometrów na jednym litrze paliwa. Wydzielony wokół Ahoy tor, na którym startują ma długość ponad 1,6 km. "Oczywiście wszyscy zastanawiają się, jak kierowcy mogą robić tysiąc kilometrów w takim bolidzie, jeżdżąc cały czas 25 km/h. To oczywiście jest niemożliwe. Mamy próby, z których każda trwa 39 minut i podczas tej próby musimy przejechać 10 okrążeń, co daje łącznie 16 km 117 metrów do przejechania. Na tej podstawie jest przeliczane zużycie paliwa" - wyjaśnia PAP Szymon Madziara z drużyny Iron Warriors reprezentującej Politechnikę Łódzką.

Na tegorocznych zawodach jego zespół osiągnął na najlepszy w historii swoich startów, przejeżdżając 641 km/l bolidem EcoArrow II. "Mamy ogromną satysfakcję i radość, bo takiego wyniku długo się nam nie udało osiągnąć. Jesteśmy na zawodach po raz trzeci, ale dwa lata z rzędu mieliśmy dużo problemów technicznych i nie udało się nam ukończyć ani jednej próby. W tym roku postawiliśmy na prostotę, sprawdzone rozwiązania, dużo testów i się udało" - powiedział Madziara.

Największe powody do zadowolenia mieli studenci z zespołu SKAP2 Politechniki Warszawskiej, których bolid "PAKS+" zajął drugie miejsce w kategorii Urban Concept wśród pojazdów napędzanych benzyną. Na jednym litrze paliwa przejechał 317 km. Niestety, radość z sukcesu „PAKSA+” została nieco przygaszona niepowodzeniem ich drugiego bolidu "Kropelki". Dotychczasowa rekordzistka Polski, która na litrze paliwa przejechała już 659 km i miała pobić ten rezultat, w tym roku nie została nawet dopuszczona do startu. Niewiele brakowało, ale nie przeszła wymagającej inspekcji technicznej.

"Kropelka jest bardzo złożonym pojazdem i nie udało się nam wszystkiego wykonać na czas. Mieliśmy problemy z komputerem do sterowania silnikiem. Silnik to jest serce pojazdu i to głównie od niego zależy wynik uzyskany na zawodach. Dlatego trzeba do niego podchodzić z delikatnością i dbałością. Pojazd jest jednak skończony, wszystkie układy działają. Mimo problemów i tak jesteśmy zadowoleni, bo zbudowaliśmy konkretny pojazd i to jest duże osiągnięcie" - zaznacza Adrian Pawełek jeden z członków zespołu SKAP.

Zadowoleni z osiągniętego rezultatu byli też studenci Wojskowej Akademii Technicznej z drużyny WAT ECO TEAM. W konkursowej kategorii "Prototype" wśród samochodów z zasilaniem akumulatorowym zajęli niezłe 32. miejsce, ale znacząco poprawili swój bolid. "W ubiegłym roku startowaliśmy z silnikiem od czołgu, teraz mamy inny - mniejszy i lżejszy. Dzięki temu zredukowaliśmy masę pojazdu z 89 na 51 kg, to jest duży skok. Nasz pojazd jako jeden z nielicznych kosztuje około 8 tys. złotych. W porównaniu z konkurencją - wymiękamy" - podkreśla w rozmowie z PAP Paweł Leoniuk z WAT ECO TEAM.

Wtóruje mu Paweł Radziszewski - kierownik projektu "Kropelka" z Politechniki Warszawskiej. "Przekrój finansowy bolidów jest duży, wiele z nich jest wykonanych tanim kosztem. Koszt naszej +Kropelki+ to około 100 - 120 tys. zł. Jednak pojazdy zagraniczne są dużo droższe. Jeden z francuskich bolidów kosztował około miliona euro" - mówi PAP Radziszewski. Nie bez powodu w sześciu z 12 konkursowych kategorii wygrały francuskie zespoły.

"Nie chodzi tylko o budżet. Polscy studenci nie mają infrastruktury, aby robić takie projekty. My się rozpychamy łokciami i nogami na uczelni, aby się udało. Za granicą ten system jest o wiele lepszy. Zespoły mają przede wszystkim pomoc merytoryczną od uczelni. Tam nad każdym elementem bolidu czuwa osoba odpowiedzialna z ramienia uczelni. Niektóre z prezentowanych tutaj bolidów są przygotowywane przez doktorów i profesorów, także trudno nawet mówić, że to są projekty studenckie" - podkreśla w rozmowie z PAP Szymon Madziara z Politechniki Łódzkiej.

Dlatego dla wielu polskich studentów już samo przygotowanie bolidu, przejście inspekcji technicznej i wystartowanie na torze jest sukcesem. "To, czego uczymy się na zajęciach nie do końca nas satysfakcjonuje. Chcemy się dowiedzieć więcej, dlatego przychodzimy do kół naukowych, na których możemy wykonać własny projekt i zweryfikować go na zawodach międzynarodowych, a nie tylko kończyć go na kartce czy laptopie" - mówi team manager Elvic Team Dominik Pobereszko z Politechniki Lubelskiej.

"Pierwszy raz byłam na Shellu w ubiegłym roku i nie mogłam uwierzyć, że w ciągu tygodnia można zrobić tyle i tyle się nauczyć" - dodaje Adrianna Kaźmierczak z Politechniki Warszawskiej. "Tak naprawdę w ciągu tego tygodnia robi się więcej niż przez dwa-trzy miesiące na uczelni. To jest przede wszystkim świetna przygoda. Zdobywamy umiejętności techniczne, ale też pracy w zespole, poznajemy mnóstwo ciekawych osób" - zaznacza jej kolega z zespołu Paweł Radziszewski.

Podkreśla, że choć każdy z zespołów chce osiągnąć dobry wynik, to wszystko odbywa się "w duchu przyjaźni". "W konkursie jest bardzo dużo polskich zespołów, także współpracujemy z drużynami z Łodzi, Gdańska, Gliwic, ale także z zespołami zagranicznymi, np. z Danii" - mówi Radziszewski. "Zespół z Gliwic uratował nasz przejazd, bo na miejscu dorobili nam zębatkę" - potwierdza Paweł Leoniuk z Wojskowej Akademii Technicznej.

Z Rotterdamu Ewelina Krajczyńska, PAP - Nauka w Polsce

ekr/ agt/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024