Nauka dla Społeczeństwa

28.03.2024
PL EN
24.04.2017 aktualizacja 24.04.2017

Badanie IChPW: rozpalanie „od góry” nie jest receptą na niską emisję

Propagowane od pewnego czasu jako ograniczające niską emisję rozpalanie domowych palenisk tzw. metodą „od góry” nie jest receptą na czystość spalin. To wniosek z badań Instytutu Chemicznej Przeróbki Węgla (IChPW) zamówionych przez Krakowski Alarm Smogowy.

W badaniach tych okazało się m.in., że technika rozpalania „od góry” (żar kładzie się na paliwo) nie wpływa w sposób przewidywalny na emisję zanieczyszczeń. W części prób ich mierzone wartości były wyższe niż przy metodzie tradycyjnej, w części niższe, w niektórych – porównywalne. W żadnej próbie nie udało się natomiast zbliżyć do kryteriów dla emisji urządzeń klasy 5 lub spełniających unijne standardy tzw. Ekoprojektu, a także do znacznie mniej rygorystycznych norm klasy 4 i 3.

Wyniki badań IChPW przedstawiła w czwartek, podczas targów budowlanych Sibex w Sosnowcu, Anna Dworakowska z Krakowskiego Alarmu Smogowego. Jak akcentowała, tzw. górne spalanie prezentowane jest często jako prosta i tania metoda, której upowszechnienie miałoby sprzyjać uporaniu się z problemem smogu w Polsce – przy zachowaniu w eksploatacji stosunkowo prymitywnych kotłów z ręcznym zasypem paliwa.

Chcąc sprawdzić czy rzeczywiście tak jest, społecznicy zlecili IChPW – jednej z trzech w Polsce jednostek akredytowanych do badań kotłów grzewczych – zmierzenie zanieczyszczeń emitowanych przy stosowaniu rozpalania tradycyjnego („od dołu” - z zasypywaniem kolejnych porcji paliwa na żar) oraz metody rozpalania złoża „od góry”.

W badaniach przeprowadzono testy energetyczno-emisyjne spalania próbek węgla kamiennego (sort orzech i miał) oraz drewna kawałkowego. Paliwa tego używano w kotłach centralnego ogrzewania typu KSW Plus, Moderator, Ski, kotle szybowym typu Generator (przeznaczonym wyłącznie do tej metody) oraz tradycyjnym piecu - "kozie".

Specjaliści IChPW sprawdzali emisje zanieczyszczeń, a także sprawność, moc oraz temperaturę i ciśnienie spalin w 20 różnych próbach (pięć urządzeń, dwa paliwa, dwie metody spalania). Na 10 prób dla górnego spalania uzyskano znacząco lepsze (o ponad połowę) wyniki emisji pyłu w trzech próbach, natomiast w jednej próbie wynik okazał się znacząco gorszy. W sześciu próbach różnica w którąkolwiek ze stron nie przekraczała 50 proc.

W przypadku emisji rakotwórczego benzo(a)pirenu znacząco lepszy wynik uzyskano w pięciu próbach górnego spalania, w jednym był on porównywalny, a w czterech – emisja szkodliwej substancji okazała się o ponad 50 proc. wyższa.

W żadnej próbie nie uzyskano wartości emisji spełniających wymogi klasy 5 lub Ekoprojektu (np. w przypadku pyłów dla kotłów z ręcznym podawaniem paliwa Ekoprojekt określa normę na 60 miligramów na metr sześc.). Przedział średnich wartości emisji pyłów w czterech kotłach przy spalaniu węgla wyniósł od 128 mikrogramów (w kotle zaprojektowanym dla górnego spalania) do 297-547 miligramów w pozostałych kotłach. W przypadku drewna było to odpowiednio 106 miligramów oraz 181-196 miligramów.

Podobnie na wysokim poziomie (od kilku- do nawet dwudziestokrotnych przekroczeń norm) utrzymywały się emisje tlenku węgla.

Jednocześnie badania potwierdziły niedogodności i możliwe niebezpieczeństwa związane z paleniem „od góry”. Wobec bardzo wysokiej temperatury osiąganej krótko po rozpaleniu zwiększa się m.in. obciążenie komory spalania. W niedostosowanych do tego urządzeniach może to oznaczać ryzyka wybuchu kotła, zaczadzenia użytkownika czy szybszego zużycia. Specjaliści podkreślili, że metodę tę można stosować wyłącznie, gdy zezwala na to instrukcja konkretnego urządzenia.

Ponadto technika spalania „od góry” okazuje się bardziej wymagająca i czasochłonna. Ponieważ nie jest w niej dopuszczone dosypywanie kolejnej porcji paliwa na żar, należy czekać aż zasypana wcześniej porcja paliwa dopali się. Operacja wyjmowania pozostałego żaru, zasypywania nowego paliwa i umieszczania żaru na górze wiąże się m.in. z zanieczyszczeniem kotłowni i okolicznego powietrza.

„Z naszego punktu widzenia metoda górnego spalania okazuje się więc trochę tematem zastępczym, który pozwala samorządom na ucieczkę przed trudniejszymi, ale skutecznymi działaniami na rzecz poprawy jakości powietrza, jakim jest eliminacja kotłów pozaklasowych i wymiana na źródła, które nie zanieczyszczają. I nie chodzi tylko o kotły piątej klasy, ale też ciepło sieciowe czy gaz” - skonkludowała Dworakowska.

„Mamy tutaj dosyć zrównoważone podejście. Nie chcemy walczyć, zabraniać - chcemy pokazać, jak jest. Chcemy, żeby ludzie mieli dostęp do rzetelnych danych, bo jak na razie kwestia pozostawała trochę w sferze faktów, trochę mitów. Pokazujemy, że przedstawianie górnego spalania jako ostatecznej metody na smog, jest przekłamaniem” - przekonywała przedstawicielka alarmu smogowego.

„IChPW jest jednostką, która ma akredytację od ponad 20 lat, jest jednostką państwową. Nie jesteśmy związani ani nie jesteśmy zainteresowani żadną metodą. (…) Nawet jeżeli zanieczyszczenie przy części prób (spalania metodą +od góry+ - PAP) zmniejsza się – umownie z przekroczenia o 50 razy do przekroczenia o 25 razy - to nie wpływa to istotnie na obniżenie niskiej emisji i poprawę jakości powietrza. Tu jest główny problem” - podkreślił dyrektor IChPW Aleksander Sobolewski.

Podczas piątkowej prezentacji wyników badania IChPW głos z publiczności zabrał m.in. Tomasz Misztal z wydziału środowiska gliwickiego magistratu. Jak zaznaczył, tamtejsi samorządowcy niedawno na własną rękę sprawdzali emisję zanieczyszczeń wiążącą się z paleniem obiema metodami w pozaklasowym kotle. Wnioski z pomiarów dla obu metod okazały się podobne, porównywalne.

Z kolei mistrz kominiarski Bronisław Gilewski z Korporacji Kominiarzy Polskich, przedstawiając się jako wieloletni praktyk zaapelował, aby nie zwalczać metody „górnego spalania”. Choć bowiem nie jest ona antidotum na smog, korzyścią z niej okazuje się m.in. zapobieganie niebezpiecznemu ze względu na zagrożenie pożarowe zjawisku „smołowania kominów” – zatykania przewodów kominowych lepką sadzą. Jak mówił Gilewski, zjawisko to jest efektem nie tylko „dolnego spalania”, ale też „nadmiernej oszczędności użytkowników”.

W ostatnich miesiącach różne samorządy – m.in. w woj. śląskim władze Mikołowa – we współpracy z organizacjami społecznymi urządzały publiczne pokazy obu metod palenia. Polegały najczęściej na równoczesnym ich stosowaniu w tzw. „kozach”. Mieszkańcy mogli na własne oczy zobaczyć m.in. różnice w zadymieniu.(PAP)

mtb/ skr/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024