Nauka dla Społeczeństwa

29.03.2024
PL EN
25.02.2021 aktualizacja 25.02.2021

Nauka mówi coraz więcej. Uporządkujmy terminologię

Fot: Fotolia Fot: Fotolia

Wielu naukowców zaczęło ukierunkowywać swoje działania w stronę profesjonalnej komunikacji. To dobry moment, aby uporządkować pojęcia z nią związane i najczęściej przez naukowców stosowane.

Komunikowanie nauki jest ważne i dostrzegane przez naukowców. Coraz więcej z nich chce się w ten proces angażować.

O rozwoju tego obszaru działań w sektorze nauki i szkolnictwa wyższego świadczy chociażby rosnąca popularność konkursu Popularyzator Nauki, realizowanego od 16 lat przez redakcję serwisu Nauka w Polsce PAP. W 2020 roku w kategorii Naukowiec redakcja otrzymała ok. 30 zgłoszeń - 15 lat temu było ich zaledwie kilka.

Popularyzacja, upowszechnianie, komunikacja, rzecznictwo, promocja, reklama, PR nauki – to właśnie te zwroty, które dotyczą obiegu informacji na temat badań naukowych. Różnią się mniej lub bardziej ze względu na adresatów przekazu i język, za pomocą którego jest on sformułowany. Jak się w tym odnaleźć?

Niezależnie od nazewnictwa, każda z wymienionych aktywności przyczynia się do tego, że informacje o pracy naukowców przenikają do otoczenia - więcej osób ma szansę poznać efekty badań, zainspirować się, rozwinąć zasób wiedzy, więcej zrozumieć.

Naukowiec o nauce do naukowca, czyli upowszechnianie nauki

Dla każdego naukowca najważniejszą grupą docelową są inni naukowcy. Omawiając wskazane na początku pojęcia, zacznijmy więc od upowszechniania nauki (ang. dissemination), bo tak fachowo nazywa się włączanie informacji o realizowanych pracach badawczych w obieg akademicki, skierowany do pracowników naukowych. W ramach upowszechniania pracownicy naukowi wykorzystują język naukowy i branżowe kanały komunikacji, tj. czasopisma naukowe, konferencje i seminaria naukowe czy portale agregujące informacje o publikacjach naukowych, tj. ResearchGate, Academia.edu czy Google Scholar.

Aby skutecznie upowszechniać naukę, trzeba mieć rozeznanie na naukowym rynku wydawniczym, znać praktyki wydawców i mieć doświadczenie w tym zakresie. W procesie upowszechniania ważne są wszystkie rozwiązania, które służą temu, aby zwiększać widoczność publikacji naukowych w świecie naukowym, w tym repozytoria tworzone przez uczelnie. Miarą skuteczności działań upowszechniających naukę jest przede wszystkim liczba cytowań naukowca.

Nie ma lepszych ekspertów od upowszechniania nauki niż sami naukowcy. Pracownik naukowy najlepiej zna swoje otoczenie, ma dostęp do tych kanałów komunikacji, z których korzystają jego koledzy i koleżanki. Czy w tych działaniach jest zatem ktoś, kto może naukowca wesprzeć? Tak. To pracownicy jednostek naukowych, którzy odpowiadają za gromadzenie i analizę dorobku naukowego danej instytucji. Ten obszar jest też domeną wielu uczelnianych bibliotekarzy, bo często w bibliotekach właśnie gromadzone są takie informacje, a do tego tworzone repozytoria.

O nauce w sposób popularny, czyli popularyzacja nauki

Popularyzacja to z kolei czynność, która w odniesieniu do upowszechniania znajduje się na przeciwległym krańcu osi. To mówienie o nauce w sposób prosty, zrozumiały dla osób spoza świata nauki, a nawet zabawny. To przekazywanie wiedzy tak, aby angażować odbiorcę, zaciekawić go tematem, a następnie pozostawić z głodem wiedzy, który będzie próbował samodzielnie zaspokajać.

Popularyzując, naukowcy kierują się do różnorodnych grup docelowych - dzieci, uczniów, studentów czy społeczności lokalnej. Docierają do nich bezpośrednio, prowadząc wykłady, pokazując eksperymenty w szkołach, podczas festiwali nauki czy pikników naukowych.

W odróżnieniu od upowszechniania nauki – tj. aktywności, bez której naukowiec nie rozwinie kariery zawodowej - popularyzacja jest zajęciem dobrowolnym. Popularyzatorzy często popularyzują naukę, kierując się misją, poświęcając wolny czas.

Metody popularyzacji dopuszczają kreatywne formy prezentowania nauki, a jej celem ma być zaangażowanie odbiorcy, często nawet wywołanie uśmiechu na jego twarzy. Miarą skutecznej popularyzacji może być wielkość grupy, do której dotarła przygotowana treść, wypowiedź czy prezentacja. Miarą może być też odpowiedź na pytanie, czy przekazane informacje były zrozumiane na tyle, aby odbiorca mógł się zgodzić lub nie zgodzić, a nawet samodzielnie powtórzyć uzyskane informacje czy się zainspirować. Przy czym najczęściej trudno zmierzyć ten drugi aspekt, szczególnie w przypadku publicznych wystąpień naukowców.

W popularyzacji naukowcom często pomagają dziennikarze, dzięki którym jedno wystąpienie popularnonaukowe dociera do setek, tysięcy, a nawet milionów osób. Szczególną rolę odgrywają tu dziennikarze naukowi, czyli osoby, które piszą o nauce, bo się na niej znają, np. o zdrowiu człowieka - jako absolwenci medycyny czy biologii, czasem nawet i po doktoracie. Ważną rolę w popularyzacji odrywają uczelniane działy promocji i biura prasowe. Popularyzatorami mogą być zarówno osoby, jak i instytucje.

Upowszechnianie i popularyzacja. Czego chcieć więcej?

O ile upowszechnianie nauki to praktyka dostosowana do języka i potrzeb naukowych, o tyle główną myślą, która towarzyszy popularyzatorom, jest rozpalanie umysłów, zaciekawianie ludzi zawiłościami nauki, przybliżanie im trudnych zagadnień naukowych lub porządkowanie i uzupełnianie posiadanej już przez nich wiedzy. To dwa różne cele, dwie różne funkcje towarzyszące komunikacji nauki.

Tymczasem wynikami pracy naukowców interesuje się nie tylko samo środowisko akademickie oraz społeczeństwo, do którego kierowane są działania popularyzacyjne. Szczególną grupą interesariuszy jest biznes. Myślę tu zarówno o przemyśle zainteresowanym wdrożeniami, jak i firmach zainteresowanych wspólnymi projektami naukowymi. Współpracą z biznesem interesują się też sami naukowcy, którzy zajmują się badaniami aplikacyjnymi i mają pomysł na nowatorską technologię. I owszem: zarówno upowszechnianie nauki, jak i jej popularyzacja mogą pomóc naukowcowi dotrzeć do biznesu (upowszechnianie - jeśli dana firma zatrudnia specjalistę, który wie, gdzie i jak przeglądać czasopisma naukowe, popularyzacja - jeśli przedsiębiorca trafi na popularnonaukowe wystąpienie naukowca i się nim zaciekawi). Rzecz w tym, by zrobić to skutecznie, zamiast liczyć na łut szczęścia.

Komunikowanie nauki do biznesu

Warto też pamiętać, że przedsiębiorcy potrzebują od naukowca innych informacji, niż fani nauki, dziennikarze, dzieci czy młodzież. Ta grupa interesariuszy liczy na tzw. pitch desk (krótka ustrukturyzowana prezentacja, która ma przekonać inwestora do zainwestowania w projekt), szczególnie gdy już zaciekawimy ją pomysłem na technologię dzięki tzw. elevator pitch (kilka zdań wyjaśniających pomysł w tak krótkim czasie, jaki jest potrzebny, aby przemieścić się windą). To jedne z kluczowych elementów tzw. science to business communication.

Rozmowa z biznesem wymaga przygotowania innych informacji, dopasowanych do profilu potencjalnego inwestora, z mocnym akcentem na analizę rynku i finanse. To ten obszar komunikacji nauki, który wymaga umiejętności przekonywania. Dlaczego? W tym przypadku celem naukowca jest doprowadzenie do sytuacji, gdy dany przedsiębiorca zainwestuje w jego wynalazek, badania naukowe czy zasponsoruje projekt naukowy. Naukowiec musi więc dosłownie „sprzedać” swój pomysł. Aby przekonać do niego potencjalnego inwestora, trzeba zebrać odpowiednie informacje, ułożyć je w odpowiedniej kolejności, dodać argumentację, zapał i energię.

Diabeł tkwi… w potencjalnie zainteresowanych

Naukowiec, choć miewa poczucie niedocenienia i przytłoczenia obowiązkami, jest moim zdaniem przedstawicielem najbardziej obleganej i interesującej grupy zawodowej. Nie znam innego zawodu, w którym pokłada się tak wiele nadziei na lepszą przyszłość. Nauką interesują się dziennikarze, opinia publiczna, przedsiębiorcy, organizacje pozarządowe, nauczyciele, młodzież, coraz częściej samorządy, i można wymieniać dalej. Sęk w tym, że skuteczna komunikacja to przekazywanie informacji w sposób dostosowany do sytuacji odbiorców - wieku, poziomu wykształcenia czy zawodowego punktu widzenia. Trudno jest więc zaspokoić potrzeby informacyjne wszystkich interesariuszy jednym przekazem informacji.

Dissemination vs. communication vs. popularyzacja

I tu jest moment na to, aby wyraźnie rozgraniczyć pojęcia „dissemination” i „communication”, które od lat towarzyszą naukowcom przy realizacji grantów z programów ramowych UE. Otóż o ile „dissemination” to upowszechnianie nauki w środowisku akademickim (o czym pisałam wcześniej), o tyle „communication” należy traktować szeroko – jako dotarcie z informacją do interesariuszy.

Docierać z informacją do interesariuszy możemy bezpośrednio – wtedy, gdy naukowcy organizują wydarzenie dla beneficjentów zrealizowanych badań, najczęściej określonych grup społecznych (np. pacjentów), czy zawodowych (np. urzędników czy nauczycieli), przekazują informacje do organizacji parasolowych, które ich zrzeszają, lub pośrednio – poprzez wystąpienia w mediach.

Komunikacja bezpośrednia ma tę zaletę, że od razu dostajemy informację zwrotną – pytania, komentarze, nawet miny na twarzach słuchaczy są formą interakcji. Z kolei komunikacja za pośrednictwem mediów ma tę przewagę nad komunikacją bezpośrednią, że daje duży zasięg – jednym wystąpieniem trafiamy do tysięcy osób.

Czy dotarcie z informacją do interesariuszy jest tym samym, co popularyzacja? I tak i nie. Owszem, możemy dotrzeć do naszej grupy docelowej wykorzystując cały repertuar działań popularnonaukowych (pisałam o tym wcześniej). W praktyce popularyzacja ma jednak inną funkcję, niż docieranie z informacją do naszych interesariuszy. Inaczej trzeba się do popularyzacji przygotować, nastawiając się na rozbudzanie ciekawości nauką per se. Tymczasem w dotarciu chodzi o skuteczne przekazanie konkretnych informacji płynących z badań naukowych do konkretnej grupy osób, które są nimi zainteresowane z racji sytuacji życiowej czy zawodowej.

Niezależnie od powyższego, nazewnictwo jest najmniej ważne. Zawsze kluczowy jest cel, który chcemy osiągnąć nawiązując dialog z otoczeniem oraz grupa odbiorców, do których chcemy dotrzeć. Wszystko inne jest pochodną tych dwóch aspektów.

Rzecznictwo i public relations - o co chodzi?

Czy to znaczy, że naukowiec ma samodzielnie komunikować się i z kolegami czy koleżankami po fachu, i ze wszystkimi grupami interesariuszy? Nie. Głównym celem naukowca jest uprawianie nauki i prowadzenie zajęć dla studentów, jeśli pracuje na uczelni. Życie zawodowe naukowca jest bardzo złożone, bo aby prowadzić badania, musi najpierw zdobyć na to grant, zrekrutować doktorantów, zbudować zespół i nim zarządzać, jeździć na konferencje naukowe, robić tzw. networking, czyli budować relacje w środowisku naukowym (i to najlepiej w międzynarodowym), pisać publikacje i je poprawiać. Nie zapomnijmy o rozliczaniu grantów. Dlatego, aby komunikacja naukowa mogła się toczyć, naukowcy mają swoich reprezentantów.

Nauka potrzebuje osób, które komunikacją zajmują się zawodowo. Osób, które zajmą się administrowaniem, moderowaniem, pilnowaniem tematów związanych z całym procesem przekazywania informacji o nauce do interesariuszy. Ich rolą jest również to, aby wytłumaczyć naukowcowi, dlaczego dziennikarz lub przedsiębiorca myślą i działają inaczej niż on sam czy ona sama, a dziennikarzowi i przedsiębiorcy wyjaśnić sposób funkcjonowania naukowca. Każda z grup interesariuszy to odrębny styl działania i inny język.

Czy rzecznictwo nauki jest tym samym, co działania public relations na rzecz nauki? W praktyce tak. Rzecznik to osoba, która reprezentuje interesy naukowców w kontakcie z osobami czy organizacjami, które chciałby z naukowcami nawiązać współpracę. Rzecznicy pośredniczą między naukowcami a otoczeniem świata akademickiego - dziennikarzami, przedstawicielami sektora biznesu, organizacji pozarządowych czy administracji publicznej. O ile naukowcy to urodzeni analitycy, osoby precyzyjne i niezwykle metodyczne, o tyle rzecznicy wyróżniają się rozwiniętymi umiejętnościami interpersonalnymi, szybko nawiązują kontakty, rozumieją perspektywę różnych grup interesu. Każda z tych grup mówi trochę innym językiem, ma nieco inne potrzeby i podejście. W ramach swojej pracy rzecznik tworzy materiały o pracy naukowców - tekstowe, graficzne czy wideo - planuje, kiedy i jak przekaże je dalej. Rzecznik to “tłumacz wielu perspektyw” i praktyk, który wie, jak moderować współpracę między tymi grupami a naukowcami, dbając o interesy tych ostatnich. Rzecznik to nikt inny, jak spec od public relations: budowania relacji.

Czy można wszystko naraz?

Nie. Po pierwsze, naukowiec nie jest z zawodu rzecznikiem ani PR-owcem. Po drugie, nie da się naraz upowszechniać nauki, popularyzować jej i prowadzić dialogu z biznesem czy innymi interesariuszami, realizując pracę naukową. Nie wykluczam, że są naukowcy, którzy potrafią robić to wszystko równolegle, ale to wyjątki.

Każda z opisanych form komunikacji służy innemu celowi i spełnia inne funkcje. Dlatego zachęcam wszystkich naukowców do planowania komunikacji tak, aby poszczególne aktywności były spójne z cyklem ich pracy zawodowej i wspierały osiąganie celów, a nie wyrywały ich z pracy twórczej i analitycznej.

Nauka potrzebuje być w obiegu informacji, a nie reklamy i promocji

W praktyce pojawia się też jeszcze inne pojęcie: promocja nauki, czasem - reklama badań. Z perspektywy interesariuszy zarówno promocja, jak i reklama, nie budzą zaufania. Dlaczego? Aby dosłownie zareklamować instytucję, grant czy projekt, trzeba zapłacić za umieszczenie reklamy - najczęściej grafiki czy tekstu - który przybiera też formę artykułu sponsorowanego. Cechą reklamy jest to, że pokazuje rzeczywistość tak, jak życzy sobie reklamodawca. Dla odbiorców reklamy ta forma przekazu jest nie tylko niewiarygodna, ale też nudna. Szczególnie gdy pokazuje daną instytucję w superlatywach, nierzadko bez pokrycia w faktach.

Z tego względu mówiąc o komunikacji naukowej, powinniśmy omijać reklamę i promocję. Nauka nie potrzebuje promocji w formie wykupionej reklamy, a rzetelnej informacji podanej w sposób zrozumiały dla interesariuszy, która znajdzie szerokie grono odbiorców ze względu na swoją wartość.

Nie zmienia to jednak faktu, że słowo „promocja” jest często stosowane w środowisku akademickim, gdy mowa o działaniach informacyjnych. Trzeba się po prostu do tego dostosować.

Jak się odnaleźć w gąszczu tak wielu pojęć?

  • Myśl o komunikacji nauki w kategorii celu i grupy docelowej (po co chcę dotrzeć z informacją i do kogo).
  • Przyjmij perspektywę wybranej grupy odbiorców (jakie informacje z Twojego naukowego „podwórka” ją zainteresują, jakich pojęć używacie wspólnie, a jakie są zrozumiałe tylko dla naukowca).
  • Opisz swoje dokonania językiem naturalnym, bazując na faktach, zamiast szukać okrągłych słów, budować wielokrotnie złożone zdania i tworzyć język, którego nikt w rozmowie by nie odtworzył.
  • Skorzystaj z pomocy ekspertów od komunikacji – rzeczników prasowych i specjalistów od budowania relacji (ang. public relations), którzy pracują na uczelniach, w instytutach naukowych i badawczych.

Na koniec zaznaczę, że trochę inaczej wygląda sytuacja pracowników na etacie dydaktycznym. W tym tekście piszę o komunikacji w pracy osób zatrudnionych na stanowiskach naukowych. I dodam, że wciąż w świecie naukowym komunikacja z odbiorcami spoza jego kręgu nie jest obligatoryjnym zajęciem. Nikt nie może Cię do niej zmusić. Ale warto jej spróbować. To interakcja, która może się stać jednym z najbardziej rozwojowych działań.

Natalia Osica

Autorka tekstu jest założycielką i prezeską pierwszej w Polsce firmy, która pomaga naukowcom i instytucjom nauki budować widoczność i wpływ społeczno-gospodarczy, (Science PR, w 2020 r. przekształconej w pro science). Laureatka tytułu Popularyzator Nauki w 2011 r. (za wzorcową politykę informacyjną Szkoły Wyższej Psychologii Społecznej). Z wykształcenia socjolożka. Współautorka książki „Sztuka promocji nauki. Praktyczny poradnik dla naukowców”.

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024