Roman Muranyi - naukowiec buntownik
<!--a--><!--a-->Roman Muranyi, szef Narodowego Banku Nasion Polskich Roślin Chronionych i Ginących w Ogrodzie Botanicznym Centrum Zachowania Różnorodności Biologicznej PAN/, sam określa siebie mianem profesjonalisty, ale jednocześnie buntownika.
W czwartek w siedzibie Polskiej Agencji Prasowej http://www.pap.pl w Warszawie naukowiec wygłosi wykład na temat bioróżnorodności i zaprezentuje film zatytułowany "Za jakieś 1000 lat".
DZIEŁA A NIE TYTUŁY
Jest cenionym specjalistą w dziedzinie ochrony ginących roślin, często zapraszanym do naukowej współpracy. Właśnie to jest dla niego wyznacznikiem profesjonalizmu, w przeciwieństwie do stopni naukowych, których z premedytacją nie zdobywa.
"Brakuje mi na to czasu. Wolę, żeby został po mnie ślad w postaci praktycznych dokonań, takich jak ten bank lub centrum edukacyjne, które stworzyłem w ogrodzie botanicznym. Chciałbym, żeby po mnie pozostały te gatunki roślin, które udało nam się tutaj ocalić" - mówi.
Roman Muranyi urodził się w 1953 roku w Tallinie w Estonii. Jako szczególnie zdolny uczeń skończył szkołę średnią w ciągu dwóch lat. Maturę zdawał w Związku Radzieckim, gdzie jego rodzice byli na placówce.
Już jako szesnastolatek rozpoczął studia na uniwersytecie im. Łomonosowa w Moskwie na Wydziale Biologii, kierunku biochemii.
"Potem miałem tzw. różne przejścia, do których nie lubię wracać. W każdym razie po pierwszym roku wyjechałem stamtąd, odesłany na uczelnię w Polsce, bez prawa powrotu na uczelnie radzieckie" - wspomina.
W Polsce rozpoczął naukę w Policealnym Studium Zawodowym ze specjalnością analiza chemiczna. Zajmował się chromatografią gazową i gazowo-cieczową. Już wtedy pracował w Instytucie Chemii Organicznej PAN http://www.icho.edu.pl/ w Warszawie.
Po skończeniu szkoły poszedł na zaoczne studia na Wydziale Rolniczym SGGW http://www.sggw.edu.pl, które skończył z dyplomem inżyniera. Potem podjął studia magisterskie.
Dyplom uzyskał w 1989 r. za pracę o wpływie promieniowania gamma ze źródła cezowego na mutacje w nasionach lucerny.
Swoją pracę w dziedzinie genetyki i mutagenezy kontynuował również w ogrodzie botanicznym, gdzie brał udział w badaniach nad stworzeniem materiałów krzyżówkowych do hodowli nowych odmian pszenżyta i łubinu białego.
NA POMOC TATRZAŃSKIM GATUNKOM
Jak wspomina, praca w polu jednak zawsze go nużyła. Pociągały go natomiast zagadnienia ochrony przyrody. Wkrótce wpadł na pomysł stworzenia banku nasion.
Najpierw przez kilka lat trwały prace badawcze nad metodą zamrażania nasion w oparach ciekłego azotu. Potem bank rozpoczął swoją właściwą działalność.
Jednym z najważniejszych przedsięwziąć, w jakich uczestniczył Roman Muranyi, było ocalenie trzech gatunków polskiej flory górskiej: sasanki słowackiej, nerecznicy Villara i traganka zwisłokwiatowego.
Rośliny te występowały na pojedynczych stanowiskach w Tatrach. Nerecznica Villara nie występowała już w ogóle w naturalnym środowisku, jedna roślina zachowała się w ogrodzie botanicznym w Zakopanem.
Drugim "dzieckiem" Muranyiego w ogrodzie w Powsinie jest Centrum Edukacji Przyrodniczo-Ekologicznej.
"Zostałem w to trochę wrobiony - śmieje się. - W ogrodzie był pusty budynek, przeznaczony na agregat prądotwórczy, który mógłby zasilać laboratorium w razie przerwy w dostawie prądu. W międzyczasie jednak w pobliżu Powsina zbudowano dwie linie przesyłowe wysokiego napięcia, ogród się do nich podłączył i agregat przestał być potrzebny. Powstał pomysł, żeby w pustym budynku zrobić centrum edukacyjne i ja się tym zająłem".
Mimo nawału pracy związanego z bankiem i centrum edukacyjnym, Roman Muranyi jest zadowolony i dumny ze swoich osiągnięć.
Jak podkreśla, o poziomie centrum edukacyjnego świadczy jego rosnąca popularność. Grupy szkolne rezerwują terminy warsztatów z półrocznym wyprzedzeniem.
NA SZCZYTACH I NA WODZIE
Poza pracą Muranyi był również od wczesnej młodości związany z przyrodą. "Byłem w harcerstwie. Mój ojciec był komendantem chorągwi mazowieckiej, a przez jakiś czas również naczelnikiem ZHP. To determinowało sposób wychowania" - wspomina.
Przyjaźnił się ze zwierzętami, kochał podróże. W dorosłym wieku zajął się wspinaczką wysokogórską.
"Nie robiłem tego ze względów sportowych. Lubiłem podróżować. A w latach 70. to był sposób na wyjazdy w piękne rejony świata" - dodaje.
Pasję sportową dzieli z żoną - Marią, która przekonała go do uprawiania żeglarstwa. Mają własnoręcznie wybudowaną łódź żaglową, na której spędzają wakacje na Mazurach.
W wolnym czasie czyta różne książki. Regularnie wraca do "Mistrza i Małgorzaty" Michaiła Bułchakowa. W przypływach złego nastroju sięga po sagę o wiedźminie Andrzeja Sapkowskiego. W telewizji ogląda kanały przyrodnicze i popularnonaukowe, a także przedstawienia Teatru Telewizji.
Przez pewien czas występował również z repertuarem poezji śpiewanej z akompaniamentem gitary. Brał udział w festiwalach i przeglądach.
Ponieważ poznał osobiście Włodzimierza Wysockiego, został w kwietniu br. zaproszony jako prelegent na konferencję poświęconą jego twórczości, która odbywała się w Białymstoku.
Tłumaczył z rosyjskiego piosenki Wysockiego i Bułata Okudżawy.
***
Na wykład Romana Muranyiego zapraszamy w czwartek, 16 grudnia 2004, o g. 17.00, do Centrum Prasowego PAP w Warszawie (ul. Bracka 6/8).
PAP - Nauka w Polsce, Urszula Jabłońska
16 grudnia 2004
Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.