Nauka dla Społeczeństwa

04.05.2024
PL EN
09.10.2015 aktualizacja 09.10.2015

Dlaczego sondaże bywają mylące?

Fot. Fotolia Fot. Fotolia

Na kogo będzie głosowała większość z nas? Kto idzie na wybory, a kto brał udział w referendum? Wyniki badań opinii publicznej, z których dowiadujemy się o preferencjach politycznych Polaków, to badania ilościowe. Często sondaże różnią się od rzeczywistych danych, uzyskanych w komisjach.

"W takich badaniach nie mówimy o błędach, tylko rozbieżnościach" – tłumaczy w rozmowie z PAP prof. Henryk Domański i wyjaśnia, z czego mogą wynikać takie rozbieżności.

Większa część badań wykonywanych przez ośrodki badawcze zamawiana jest przez ośrodki naukowe. Realizują je ośrodki badania opinii publicznej, jak SMG KRC, Pentor, GFK, CBOS czy TNS OBOP. W Instytucie Filozofii i Socjologii Polskiej Akademii Nauk (IFIS PAN) istnieje Ośrodek Realizacji Badań Socjologicznych.

Jak wyjaśnia dyrektor instytutu, prof. Domański, badania w naukach społecznych dzielą się na ilościowe i jakościowe. Badania ilościowe realizowane są na próbach, czyli na zbiorowościach reprezentujących populację. Populacją może być zarówno grupa uczniów jednej szkoły, jak i całe społeczeństwo. Badania jakościowe polegają na prowadzeniu długich wywiadów. W badaniach ilościowych pytania są zadawane respondentom w identyczny sposób, natomiast w jakościowych pytania mogą być pogłębione i rozwijane, mogą to być też tzw. focusy.

"Badania są wiarygodne, jeżeli próba jest reprezentatywna. Część populacji nazywana próbą musi odzwierciedlać strukturę społeczną, czyli cechy członków zbiorowości. Do próby powinni +wpaść+ ludzie, o których możemy powiedzieć, że ich rozkład jest mniej więcej taki sam, jak rozkład w całym społeczeństwie. Muszą być zachowane proporcje płci, wieku, dobór ze względu na miejsce zamieszkania, zawód, np. rolnicy w odpowiedniej proporcji do robotników i inteligencji. Różne grupy społeczne w próbie powinny reprezentować prawdziwy rozkład badanej struktury w społeczeństwie" – tłumaczy prof. Domański.

Wynik uzyskany przez badaczy i podany do wiadomości publicznej tylko w pewnym stopniu odzwierciedla opinię publiczną. Rozbieżności mogą wynikać po pierwsze z metody doboru próby. Metody te dzieli się na doboru losowego i nielosowego. Dobór losowy, to taki, gdzie prawdopodobieństwo wejścia do próby jest dla każdego członka społeczeństwa takie samo. W przypadku prób nielosowych tak nie jest.

"Dobór nielosowy opiera się na próbie kwotowej. W tym przypadku społeczeństwo polskie dzieli się na określone kategorie, które powinny być reprezentowane w próbie – ze względu na płeć, wiek, wykształcenie, miejsce zamieszkania i inne cechy. Tak tworzy się wielowymiarową macierz, którą można sobie wyobrazić, jako komórki sumujące się do stu" – mówi profesor.

I tak np. uczący się jeszcze mężczyźni od 15-25 roku życia, mieszkający w Warszawie to jedna z komórek tej macierzy. Na podstawie danych z GUS określa się, jakie są odsetki poszczególnych komórek w społeczeństwie. Próba kwotowa polega na tym, że zleca się ankieterom dobór tylu jednostek z każdej takiej komórki, ile chcemy mieć w sumie w próbie. Ankieter musi np. przeprowadzić wywiad z 2 mężczyznami od 15 do 25 lat mieszkającymi w Warszawie, bo na taką liczę przekłada się odsetek całej zbiorowości. To nie jest próba losowa, bo ludzie mają niejednakowe prawdopodobieństwo wejścia do takiej próby w zależności od tego, jakie mają cechy.

Jak obserwuje prof. Domański, pierwsza przyczyna różnic między wynikami badań wykonywanych przez różne agencje jest taka, że firmy posługują się różnymi metodami doboru próby. CBOS posługuje się tylko próbami losowymi, pozostałe firmy - kwotowymi. Zaletą próby losowej jest to, że odwołując się do rachunku prawdopodobieństwa można określić granicę błędu statystycznego.

"Jeżeli odsetek tych, którzy powiedzieli, że będą głosować na PIS wynosi 36 proc., to na podstawie próby losowej jesteśmy w stanie określić, w jakim przedziale zawiera się tak naprawdę te 36 proc. Zakładamy bowiem, że na pewno nie określa rzeczywistego odsetka zwolenników PIS-u, bo żeby zdobyć taką wiedzę trzeba by było przebadać wszystkich. Jesteśmy w stanie określić górną i dolną granicę tego przedziału" - wyjaśnia prof. Domański.

Różnicę między tą granicą a wynikiem nazywa się błędem losowym albo w statystyce błędem standardowym i wyraża się go w procentach. Błąd standardowy zależy od liczebności próby w stosunku do populacji i zróżnicowania zmiennej, którą się bada. "W tym badaniu, jeśli błąd wynosi 2 proc., to z prawdopodobieństwem bliskim jedności można powiedzieć, że odsetek zwolenników PIS zawiera się w przedziale 34-38 proc." - wylicza profesor.

Inny powód to sposób zadawania pytania, a w konsekwencji pomiaru tej zmiennej. Firmy w różny sposób pytają o preferencje wyborcze. Czasem przedstawia się respondentom listę partii, które będą kandydowały w wyborach i prosi o wskazanie, innym razem prosi się respondenta o odpowiedź "tak" lub "nie" na pytania zawierające nazwy partii lub nazwiska polityków, to znów pyta się o to, czy respondent będzie głosował i na kogo. Nic dziwnego, że wyniki są różne.

Warto przy okazji poruszyć kwestię ludzkiej skłonności do mijania się z prawdą. Zdaniem profesora, osoba doświadczona w prowadzeniu wywiadów powinna zorientować się, czy rozmówca kłamie. Można to zrobić, zadając inaczej sformułowane pytanie dotyczące tej samej kwestii w różnych momentach badania - np. na początku i pod koniec.

Jeszcze jeden powód rozbieżności między sondażami a właściwymi wynikami wyborów to sposób, w jaki firmy badawcze albo same media próbują analizować wynik. Wskaźniki budowane są przy pomocy różnych metod. Nie oznacza to wcale, że instytucja badawcza pomyliła się, albo wykonała badanie tendencyjnie.

PAP – Nauka w Polsce, Karolina Olszewska

kol/ mki/

Przed dodaniem komentarza prosimy o zapoznanie z Regulaminem forum serwisu Nauka w Polsce.

Copyright © Fundacja PAP 2024